Be Live Grand Oasis Punta Cana 
Wybierając ofertę pobytu kierowałam się nie tylko dostępnymi informacjami, ale także widokiem terenu z Gogle Earth i umieszczonymi tam zdjęciami, do których od pewnego czasu dodają swoją własną cegiełkę. Pozwala mi to z pewnym przybliżeniem określić położenie hotelu w stosunku do innych obiektów, oszacować rzeźbę terenu, linię brzegową, a także bliskość innych atrakcyjnych miejsc.
Mogę też zobaczyć hotel oczami innych ludzi, a nie tylko wybrane zdjęcia, które mają głównie znaczenie marketingowe.

Na podstawie tych ocen wybór padł na Grand Oasis i nie czuję się zawiedziona, chociaż oceny, jakie wystawiłabym poszczególnym obszarom jego działania będą skrajnie różne. Hotel dysponuje bardzo rozległym terenem o zróżnicowanej architekturze, otacza go mnóstwo zieleni, wśród której dominuje co najmniej kilkanaście gatunków palm i jest niemal wkomponowany w pobliską plażę. Dysponuje kilkoma basenami, ale mając ocean na wyciągnięcie ręki praktycznie z nich nie korzystałam. A zatem położenie i infrastruktura na 6. Zwraca uwagę czystość zarówno kompleksu hotelowego jak i przyległej plaży, z której każdego ranka zgrabia się i wywozi wodorosty wyrzucane przez fale. Nad bezpieczeństwem gości czuwają umundurowani pracownicy ochrony i robią to dyskretnie. Na plaży i nawet w czasie długich spacerów poza obszarami chronionymi nie wyczuwa się żadnego zagrożenia. Bezpiecznie jest także na ulicy i na terenie pobliskiego targowiska, które służy tylko turystom. Tam oczywiście rządzą prawa handlu i walki o klienta, ale wszystko w granicach zwyczajowych norm. Za czystość i bezpieczeństwo spokojnie mogę dać 6.

Wiele do życzenia pozostawia natomiast obsługa pokoju i system zarządzania tym sektorem, a także wykonywanie bieżących napraw. Po naszym przyjeździe oczywiście okazało się, że pomimo zapewnień pokój jest przygotowany dla dwóch, a nie dla trzech osób. Zdobycie tak prostej rzeczy jak dostawka wymagało trzykrotnej interwencji w recepcji na przestrzeni około 2,5 godzin. Za każdym razem byliśmy zapewniani, że właściwy pracownik został już skierowany, ale jakoś nie docierał. Oczywiście były także dwa komplety ręczników, dwie szklanki i dwa zestawy napojów w lodówce. Zdobycie tych rzeczy jak i naprawa niedziałającej klimatyzacji wymagały już specjalnych zabiegów. Pierwszym była interwencja naszego rezydenta u kierownika recepcji, po której ręczniki i tylko one zostały uzupełnione. Zgłosił się też pracownik techniczny, który naprawił klimatyzację, a przy okazji zatkany, kapiący prysznic. Było nam o tyle łatwiej, że mąż troszeczkę mówi po hiszpańsku. Po tych zabiegach technik został nagrodzony napiwkiem. Gdyby to było w Egipcie z pewnością jeszcze kilka razy spotykalibyśmy tego pracownika „zupełnie przypadkiem” by grzecznie odpowiadać, że wszystko jest OK i nic już nie wymaga naprawy. Ale to jest Dominikana, więc gdy klima padła po dwóch dniach i odszukaliśmy naszego technika by mu o tym powiedzieć kiwnął tylko głową i więcej się nie pokazał.

Nie mamy żadnych zastrzeżeń do utrzymania czystości i sprzątania w pokoju jednak szklanek i napojów nam nie uzupełniono, trzeci komplet ręczników zniknął po kolejnym sprzątaniu, a z każdym dniem lodówka była coraz bardziej zaniedbana. Coraz bardziej zdesperowani sięgnęliśmy do innego sposobu. Napisaliśmy po hiszpańsku list do naszej pokojówki dziękując za dobrą pracę, ale zwróciliśmy uwagę, że w tym pokoju mieszkają trzy, a nie dwie osoby i chcielibyśmy mieć trzy komplety ręczników, trzy szklanki i trzy zestawy napojów. Oczywiście do listu dołączyliśmy napiwek. W odpowiedzi doznaliśmy szoku, bo wszystkiego było trzy, a lodówka pełna. Przez jeden dzień, bo właśnie zmieniono nam pokojówkę. W nagrodę za dotychczasowe starania trafiła się nam młoda, nieco puszysta, ciemnoskóra dziewczyna przypominająca nianię do dzieci z dawnych filmów o czasach niewolnictwa. Z tą różnicą, że to właśnie jej przydałaby się niańka. Była rozbrajająco zagubiona i roztargniona. Jak posprzątała pokój zapominała o lodówce więc z jej pomocą obsługiwaliśmy się sami, gubiła klucze i miała niemal łzy w oczach od ciężkiej pracy, a do obsłużenia tylko jedno piętro, które zajmowało jej cały dzień. Nie mówiła przy tym ani słowa po angielsku, więc lekcje hiszpańskiego trzeba było kontynuować.

Udało nam się jednak rozwiązać jeden z największych problemów wynikających z dziwnej organizacji pracy. Otóż ręczniki zbierano z pokoi między 10.00, a 11.00. Nowe można było zobaczyć dopiero po zakończeniu sprzątania, co zwykle miało miejsce około 17.00. Wcześniejszy powrót z plaży i próba umycia się nie wchodziły w grę. Mieliśmy, więc tajny, ponadnormatywny komplet ręczników, ofiarowany pod groźbą ryzyka utraty pracy. On służył nam od popołudnia do rana, a nowy, otrzymany przy sprzątaniu wędrował do ukrycia. W sumie nigdy nie dostaliśmy jednak oferowanego zestawu napojów (butelka wody, cola lub sprite i puszka piwa na osobę). Wcale nam to nie było potrzebne, ale skoro hotel zapewniał to powinno tak być zwłaszcza, że nieraz byliśmy świadkami jak pracownicy nadzoru skrupulatnie wyliczali napoje pokojówkom. Skoro nie do nas, to wypracowana nadwyżka musiała gdzieś trafić. Może do rodzinnego sklepiku? Sądzę, że ta przydługa opowieść uzasadnia moją ocenę standardu room-service, który otrzymuje rozbrajającą 1.

Już bez szerokiego uzasadnienia restauracja główna, barki przy basenie i plaży dostają 5 za wybór dań, szybką i niezwykle miłą obsługę. Ten jeden punkt odejmuję, za braki w zaopatrzeniu w przypadku wyjazdu na wycieczkę przed godz. 7.00. W ciągu dnia animatorzy stawali na wysokości zadania i oczekiwań. Były ciekawe, z humorem prowadzone gry i turnieje, a po południu nauka tańca regionalnego. Fajną i wciągającą rozrywką były wieczorne rozgrywki bingo. Spróbowaliśmy nie mając o tym zielonego pojęcia i przy odrobinie szczęścia udało nam się dwukrotnie zwyciężyć końcowe rozdanie, a raz fazę liniową. Nagrody fundował hotel i w ten sposób przywieźliśmy trochę nieoczekiwanych pamiątek. Niestety już po 21.00 wiało nudą, a wieczorne show w amfiteatrze było żałosne. Brak jakiegoś spójnego scenariusza i próba wciągnięcia gości do płytkich skeczów bawiła tylko Kanadyjczyków. Poza kilkoma spektaklami realizowanymi przez profesjonalistów w zasadzie nie było tam po co chodzić. Oceny nie uratują występy miejscowego zespołu, który grał kilkakrotnie na świeżym powietrzu, ale wyłącznie własne opracowania światowych przebojów i za każdym razem ten sam repertuar. Zdecydowanie bardziej wolałabym posłuchać w dobrym wykonaniu typowej muzyki karaibskiej. W mojej ocenie animatorzy całkowicie polegli wieczorem i dlatego nie dostaną więcej jak 3.