Ta propozycja znajdzie się chyba w ofercie każdego biura podróży. Warto dla niej odkleić się na jeden dzień od plażowego leżaka, przenieść na chwilę w czasy odkrywców Nowego Świata i zobaczyć dzisiejsze oblicze tej metropolii liczącej około 2 mln mieszkańców. Santo Domingo powszechnie uważa się za najstarsze miasto europejskie w tym rejonie świata, chociaż historycznie nie było pierwszym miejscem, w którym w okresie wypraw Kolumba próbowano założyć osadę. W czasie pierwszej wyprawy w roku 1492 tym miejscem było La Navidad, gdzie Krzysztof Kolumb miał zostawić 39 ludzi (wg innych źródeł 43). Niestety do jego powrotu wszyscy zostali wymordowani przez Indian. Dlatego w czasie drugiej wyprawy w roku 1493 zmieniono lokalizację i tak powstała osada La Isabela na północnym wybrzeżu Dominikany w rejonie dzisiejszego Puerto Plata.

To właśnie w tamtą stronę wyciąga rękę Kolumb stojący na cokole na Plaza Maria de Toledo, w pobliżu słynnej katedry Santa Maria de Menor. Gdy po kilku latach osada została opuszczona pojawiła się nowa lokalizacja na obszarze dzisiejszego Santo Domingo, ale na wschodnim brzegu rzeki Ozama. Osada, której założenie w roku 1496 przypisuje się bratu Krzysztofa Kolumba, Bartolomeo, nosiła nazwę La Nueva Isabela. Nie dane jej było jednak przetrwać i w roku 1502 została zniszczona przez katastrofalny huragan, a potem inwazję mrówek. W obliczu skutków tego kataklizmu miasto założono na nowo, tym razem na zachodnim brzegu i nadano mu dzisiejszą nazwę. W sumie nie warto się chyba sprzeczać co było pierwsze, bo trzeba by jeszcze wspomnieć o La Vega i Santiago de los Caballeros. Spory te nie pozbawią tego miasta wyjątkowego uroku i historycznego znaczenia. Santo Domingo pozostanie i tak pierwszym na półkuli zachodniej centrum hiszpańskiego handlu i kultury oraz siedzibą najstarszego uniwersytetu w Ameryce założonego tu w roku 1538.

Moja wyprawa do Santo Domingo miała charakter zorganizowanej wycieczki objazdowej i to chyba najbezpieczniejsza forma zwiedzania. Oczywiście można wypożyczyć samochód i pojechać tam na własną rękę, ale ze względu na stan dróg, ich oznakowanie, miejscowe zwyczaje i niesamowity tłok na ulicach chyba nie warto. Po przejechaniu około 240 km przez La Otra Banda, Higuey i La Romana pierwszym miejscem postoju były słynne wapienne jaskinie Los Tres Ojos de Aqua znajdujące się w parku Mirador del Este na wschodnich przedmieściach Santo Domingo. Atrakcją tego miejsca są trzy podziemne jeziora nazwane: Aguas Azufradas, Nevera i El Lago de las Mujeres, otoczone przez stalaktyty i stalagmity. Pierwotnie jaskinie te były zamieszkane przez Indian, a teraz żyje tu kilkanaście gatunków nietoperzy, żółwie i ryby. Po raz pierwszy spotkałam też iguanę. Jedną z ciekawostek jest także naciek w kształcie głowy delfina. Stąd pojechaliśmy do szczególnego miejsca, jakim dla Dominikańczyków jest Faro de Colon. Tę niecodzienną latarnię morską na powierzchni krzyża wybudowano w roku 1992 z okazji pięćsetnej rocznicy przybycia Kolumba na wyspę. Ta monumentalna budowla pochłonęła wg niektórych źródeł około 400 mln peso, a ja słyszałam o 21 ml dolarów. Ma 680 m długości, a ramiona krzyża 195 m. Od tego czasu, z okazji wyjątkowych uroczystości latarnia strzela pionowym słupem światła na wysokość wielu kilometrów. Znajduje się tu wiele dokumentów i przedmiotów z czasów kolonialnych, ale przede wszystkim jest ostatecznym miejscem spoczynku wielkiego podróżnika i odkrywcy.

Pomysł wzniesienia międzynarodowego pomnika-latarni poświęconego pamięci Krzysztofa Kolumba pojawił się po raz pierwszy w połowie XIX wieku, a jego autorem był Don Antonio del Monte y Tejada, pisarz i historyk dominikański. Myśl taką zawarł w swojej książce „Historia Santo Domingo”, wydanej w Hawanie w roku 1852. Idea ta odżyła w roku 1914 za sprawą artykułu prasowego amerykańskiego dziennikarza Williama Pulliama, ale doczekała się konkretnych ustaleń dopiero w roku 1923 na V Międzynarodowej Konferencji Amerykańskiej w Santiago. W specjalnej uchwale uczestnicy konferencji zdecydowali wzniesienie przez wszystkie państwa Ameryki, przy współpracy wszystkich narodów Ziemi, pomnika-latarni w Santo Domingo. Światowy konkurs wygrał młody architekt Joseph Lea Gleave z Anglii. Inauguracja budowy miała miejsce w roku 1948 pomimo, że do tego czasu konkretnego poparcia udzieliło tylko 8 krajów, a budżet nie przekraczał 15 tys. dolarów. Niestabilna sytuacja w kraju zmusiła do przerwania prac, które wznowiono dopiero w roku 1966.
11 października 1992 roku na błoniach przed latarnią Jan Paweł II odprawił mszę w ramach IV Konferencji Ogólnej Rady Episkopatu Ameryki Łacińskiej, która była częścią obchodów rocznicy odkrycia i ewangelizacji Ameryki. Pięć dni później, 16 października Faro de Colon udostępniono dla zwiedzających.

Po krótkim postoju jedziemy do zachodniej części miasta. Tu mieści się historyczna część Ciudad Colonial, a dalej w Ciudad Nueva, chyba wszystkie ważniejsze urzędy z pałacem prezydenckim włącznie. Dużo tu banków, kasyn, hoteli, obcych przedstawicielstw i ambasad. Olbrzymi ruch i zakorkowane ulice sprawiają, że poruszamy się bardzo wolno. Przejeżdżamy obok gmachu Uniwersytetu, Teatru Narodowego, przez chwilę zapuszczamy wzrok do chińskiej dzielnicy. Pomimo, że autobusem, a nie pieszo spojrzenie na miasto zajmuje ponad godzinę, po czym wracamy pod mury obronne przy pałacu Kolumba.
Alcazar de Colon jest podobno najczęściej odwiedzanym muzeum w Dominikanie. Pałac sprawia wrażenie jakby historia nagle się zatrzymała, a on sam czekał na nas ponad 500 lat. Niestety to nieprawda. Zbudowano go w latach 1510-14 z bloków wapiennego koralowca na polecenie syna Krzysztofa Kolumba – Diego.

Rezydencja miała 55 pokoi i służyła rodzinie przez trzy pokolenia. Tu urodziły się dzieci Diego i jego żony Marii de Toledo, siostrzenicy hiszpańskiego króla Ferdynanda – Juana, Isabel, Luis i Cristóbal Colón de Toledo. Tu również zapadały ważne decyzje o charakterze państwowym. Diego Kolumb zmarł w Hiszpanii w 1526 roku, natomiast jego żona Maria pozostała tu do śmierci w roku 1549. Rezydencja została opuszczona w roku 1577, a 9 lat później zajął ją angielski pirat Francis Drake. Ograbiona i zniszczona popadła w ruinę. W roku 1870 ogłoszono ją pomnikiem narodowym, ale na tym się skończyło. Dopiero w latach 1955-57, staraniem rządu Dominikany, pałac odbudowano i skompletowano wyposażenie pokoi, których jest 22.
Po spotkaniu z historią rodziny Kolumba wychodzimy na ulicę, ale nie oddalamy się od czasów wielkiego odkrywcy. Idziemy najstarszą ulicą w mieście Calle Las Damas, po której spacerowała Maria de Toledo ze swoim dworem. Mijamy Palacio de Los Capitanes z 1520 roku, gdzie mieści się dzisiaj Museo de las Casas Reales i między innymi królewski skarbiec.

Po przeciwnej stronie ulicy dom Nicolás de Ovando. To on w roku 1502 otrzymał rozkaz przeniesienia miasta na zachodni brzeg rzeki Ozama. Po chwili wchodzimy do Panteonu Narodowego, gdzie spoczywają prochy najwybitniejszych Dominikańczyków. Tu wita nas warta honorowa, a wewnątrz powiewają flagi wszystkich formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku w Dominikanie. Budynek Panteonu to dawny klasztor Jezuitów wybudowany w latach 1714-48.
Gdy zakonnicy zostali wygnani klasztor był wykorzystywany jako magazyn tytoniu, teatr, szkoła  a także w różnych okresach mieściły się tu siedziby instytucji rządowych. W 1955 roku z polecenia dyktatora Dominikany Trujillo gmach został odrestaurowany i stał się cmentarzem bohaterów narodowych. Tej sprawie i osobie samego pomysłodawcy warto poświęcić chwilę. Każdy ze zwiedzających z pewnością zauważy wielki żyrandol, który wisi u sufitu. Dzieło wykonane z brązu to prezent od generała Francisco Franco dyktatora Hiszpanii. Trujillo miał też innego znajomego dyktatora. Kraty w kształcie połączonych krzyży, w górnych oknach Panteonu to prezent od Adolfa Hitlera. Przyjrzyjcie się im z uwagą a przekonacie się, że prawdziwą mozaikę stanowią faszystowskie swastyki.

Tych kilka spostrzeżeń może jednak prowadzić do mylnych wniosków bo Rafael Leonidas Trujillo to postać niezwykle kontrowersyjna. W czasie okupacji amerykańskiej w latach 1916-24 Trujillo wstąpił do Gwardii Narodowej, uzyskał przeszkolenie w piechocie morskiej i szybko awansował. W 1930 roku obalił poprzedniego prezydenta Vásqueza i stanął na czele dyktatury. Santo Domingo aż do jego śmierci stało się Ciudad Trujillo. Nazwę zmienił też najwyższy szczyt w kraju, a jego  pomniki stawiano dosłownie wszędzie. W odróżnieniu od innych krajów i przywódców, a zwłaszcza wspomnianych darczyńców, popierał imigrację żydowską do kraju, Po hiszpańskiej wojnie domowej zachęcał do przybywania na wyspę niedobitków armii republikańskiej, a w okresie wojny stanął po stronie USA. Równolegle rozkazał zmasakrować 20 tys. robotników haitańskich pracujących na plantacjach trzciny cukrowej za pomoc udzieloną przez Haiti opozycjonistom dominikańskim. W końcu w roku 1961 został zamordowany przez członków własnych oddziałów, podobno na polecenie CIA i w obawie by nie stał się drugim Castro.

Teraz kierujemy się na Plaza Maria de Toledo gdzie stoi dziś wielki pomnik Kolumba. W południowej części placu wznosi się katedra Santa Maria de Menor, wybudowana w latach 1521-1540. Jako pierwsza świątynia katolicka w tej części świata miała swoją długą i burzliwą historię. Nie zawsze była też świątynią, bo na przykład w okresie zdobycia Santo Domingo przez piratów stanowiła ich koszary. Do niedawna w katedrze spoczywały prochy Krzysztofa Kolumba, przeniesione do Faro de Colon. Zachęcam do poznania ich historii, bo tak naprawdę nie wiadomo czy są to szczątki wielkiego odkrywcy, ale Dominikańczycy święcie w to wierzą. Na koniec pobytu w Santo Domingo powrót do współczesności i tego co kobiety lubią najbardziej.