Z żalem opuszczamy Rubane i ruszamy w daleką drogę powrotną do Gambii. Będzie to najdłuższy dzień w podróży i dla tych, którzy wracają do kraju niestety ostatni. Najpierw czeka nas dwugodzinny rejs do Bissau, a potem przesiadka do autokaru. Nim pojedziemy w kierunku Ingore, a dalej przez Sao Domingos do Ziguinchor. Po drodze przekroczymy granicę z Senegalem. W Ziguinchor przewidywana jest dłuższa przerwa na obiad, a potem ruszymy na północ w kierunku Bignone i Diouloulou by wieczorem dotrzeć do Banjul.
Niestety, sieć drogowa w tym zakątku Afryki jest bardzo uboga i dlatego musimy poruszać się po tej samej trasie co przed kilkoma dniami. Nie oznacza to jednak, że będzie nudno bo zawsze uda się zobaczyć coś nowego. W końcu każda minuta spędzona na trasie to także spotkanie z egzotyką i szansa na konfrontację teorii poznanej przed wyjazdem z rzeczywistością. Zostawiam Was na chwilę z kilkoma migawkami z drogi do Ziguinchor.
W Ziguinchor zatrzymujemy się około 1,1 km za mostem na rzece Casamance, w pobliżu skrzyżowania Rue de Commerce i Avenue Emilie Badiane. Tu mieści się Hotel Perroquet, którego restauracja nakarmi naszych głodomorów. Z tarasu restauracji możemy obserwować miejscową przeprawę, a po wyjściu na ulicę różnobarwny tłum na niewielkim miejscowym targu. Miejsce to oznaczyłam współrzędnymi 12°35’17.97″N i 16°16’24.32″W.
Nasza krótka wyprawa po trzech krajach powoli dobiega końca. Wieczorem docieramy do hoteli na gambijskim wybrzeżu, gdzie my i część naszej grupy pozostanie jeszcze przez tydzień. O tym w jakich hotelach i warunkach przyjdzie nam wypoczywać opowiem już na kolejnej stronie.