Niemal po upływie doby od wyjazdu z domu lądujemy na międzynarodowym lotnisku im. Solomona Bandaranaike w Colombo. Jest godzina 8.20 i przed nami niemal cały dzień, który ze względu na zmęczenie podróżą będzie należał do najtrudniejszych. Jesteśmy jednak głodni wrażeń i odrobina adrenaliny na pewno pozwoli przetrwać. Po przywitaniu z lankijską ekipą ruszamy w kierunku Kandy do Pinnawala. Z lotniska w mamy około 71 km więc powinniśmy dotrzeć na miejsce w ciągu półtorej godziny. Niestety w lankijskich realiach dojedziemy na ostatnią chwilę,  tuż przed 12.00 by zobaczyć słonie kąpiące się w rzece.  Pinnawala to mała wioska położona nad rzeką Maha Oya na północny zachód od miasta Kegalle w prowincji Sabaragamuwa. Jest jednak znana w całym świecie z uwagi na lokalizację sierocińca, w którym znajduje się największe stado azjatyckich słoni żyjących w niewoli. Pierwszy sierociniec powstał z inicjatywy Departamentu Ochrony Przyrody Sri Lanki w roku 1975 na terenie Parku Narodowego Wilpattu, a jego zadaniem było zapewnienie opieki wielu osieroconym, małym słoniom znalezionym na szlakach wędrówek dzikich zwierząt.

Potem sierociniec przeniesiono do kompleksu turystycznego w Bentota, a następnie do Zoo Dehiwala i wreszcie trafił tu – do Pinnawala. Z biegiem czasu stał się nie tylko sierocińcem, ale także miejscem hodowli, którą uruchomiono w roku 1982. Od roku 1978 Pinnawala podlega Departamentowi Narodowych Ogrodów Zoologicznych na Sri Lance, jest jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych i dzięki nam może pozyskiwać dodatkowe środki na swoją działalność. Wioska o powierzchni 10 ha znajduje się w gaju kokosowym oddalonym około 400 m od rzeki. Dwukrotnie w ciągu dnia o godz. 10.00 i 14.00 słonie przeprowadzane są przez drogę i wędrują pod nadzorem swoich opiekunów by zażyć kąpieli. To jedna z największych atrakcji, która o mały włos by nam umknęła. Wędrujące słonie chętnie wyciągają w naszym kierunku swoje trąby, ale potrafią też okazać zniecierpliwienie gdy nic nie dostaną. Z tego powodu wejścia na okoliczne place odgradza się masywnymi palami, cała trasa musi być wolna od ludzi, a okoliczne stragany zabezpieczone. Jak widać jest to cały rytuał.

Chociaż nie udało nam się napatrzyć zbyt długo na kąpiel, trafiła nam się nie lada gratka bo po pewnym czasie dotarło tu jeszcze kilka słoni i mieliśmy okazję podejść znacznie bliżej. Najodważniejsi mogli za drobnym napiwkiem 200 LKR pokarmić je bananami kupionymi u miejscowego chłopaka i oczywiście musiałam być jedną z pierwszych. Potem odwiedziliśmy samą wioskę (7°18’2″N 80°23’18″E). Największym problemem sierocińca jest wyżywienie bo w okolicy nie ma zbyt wiele roślinności. Każdy słoń otrzymuje dziennie co najmniej 75 kg zielonej masy zawierającej liście palmy kokosowej i chlebowca, liście i kłody carioty wzbogacone trawami i tamaryndowcem. Ponadto mieszankę odżywczą zawierającą kukurydzę, otręby ryżowe, sproszkowane nasiona i minerały. Dorosły potrafi zjeść nawet dwa razy więcej. Policzcie ile tego trzeba by wyżywić każdego dnia blisko 90 zwierząt. To jednak zaledwie kropla tej ilości, jaka żyła na wyspie jeszcze 150 lat temu.

Szacuje się, że przed inwazją Brytyjczyków w roku 1815 na Sri Lance żyło ponad 30 tys. słoni. W roku 1960, po latach wyniszczających polowań, które stały się ulubioną rozrywką kolonizatorów populacja słoni była bliska całkowitemu wyginięciu. Tylko w latach 1829-1855 zabito ponad 6000 słoni. Skłoniło to współczesny rząd Cejlonu do podjęcia działań w kierunku ochrony gatunku i dziś żyje ich na wolności około 3000.