Naszym ostatnim przystankiem na autokarowej trasie wycieczki jest miejscowość Krabi i stolica prowincji o tej samej nazwie. Stąd zrobimy jeszcze wypad do zatoki Phan Nga, a resztę czasu spędzimy na łodziach, morzu i bajecznych plażach. Krabi otrzymało status miasta od króla Chulalongkorna w roku 1872, a 3 lata później Rama V wyniósł ten region do rangi prowincji. W roku 1999 miasto otrzymało lotnicze połączenie ze światem co przyspieszyło jego rozwój jako znaczącej bazy turystycznej.

My omijamy jednak centrum i kierujemy się do dzielnicy położonej w sąsiedztwie plaży Aonang, gdzie naszą bazą wypadową na kolejne trzy dni będzie Hotel Pavilion Queens Bay. W klimatyzowanych pokojach znajdziecie wszystko, do czego przyzwyczaił nas standard czterech gwiazdek, a ponadto huśtawkę na balkonie. W hotelowej restauracji śniadania serwowane są w formie bufetu, a przy okazji można podziwiać okolicę z widokiem na zatokę. W czasie wolnym można przysiąść w holu i bezpłatnie nawiązać łączność internetową. Tym, dla których plaża to za mało hotel oferuje trzypoziomowy, otwarty basen.

Po wyjściu na ulicę kierujemy się w dół i po koło 300 m dochodzimy do głównej drogi biegnącej wzdłuż zatoki. Spacer na tym odcinku nie należy do bezpiecznych bo nie ma tu chodników. Aby uniknąć zagrożenia można po około 50 m skręcić w prawo i zejść po schodkach w dół. Wyjdziemy niemal na docelowym skrzyżowaniu, przy którym po lewej stronie znajduje się duży supermarket.

Nie róbcie tam jednak zakupów bo jest dużo drożej niż w sieci 7-eleven. Skręcając w lewo, na głównej ulicy znajdziecie mnóstwo sklepików i restauracji, do których żarliwie będziecie zapraszani. Nie jest zbyt drogo ale smacznie. Możecie też kupić coś do jedzenia w ulicznych kramach. Tanie są owoce i przygotowywane z nich napoje, ale można też kupić dania na gorąco ze świeżego kurczaka i owoców morza.

Idąc od skrzyżowania w prawo dojdziecie do ulicy odchodzącej w prawo, na której znajdziecie sklep 7-eleven. Niestety do hotelu nie ma drogi na skróty i trzeba wrócić tą samą drogą. Idąc główną ulicą dalej w prawo dojdziemy do mostku nad kanałem, skąd widać już zatokę i plażę. To punkt startowy wszystkich rejsów jakie tylko możecie sobie wymarzyć.

Hat Rai Leh West – ostatni dzień w Krabi
Ostatni dzień pobytu w Krabi zdecydowaliśmy zorganizować samodzielnie i spośród wielu ofert wybraliśmy Hat Rai Leh West, której nazwę częściej zapisuje się jako Railay lub Rallay. Z informacji jakie zdobyliśmy na miejscu wynikało, że to jedna z najpiękniejszych plaż Tajlandii, zaledwie 15 minut długą łodzią z Ao Nang i za jedyne 150 bahtów. Jednym z największych nieporozumień jest utożsamianie Railay z wyspą bo nie leży na wyspie, chociaż od strony lądu jest całkowicie odcięta od świata rzędem stromych wzgórz i można tu dotrzeć wyłącznie łodzią. Tak naprawdę pod nazwą Railay kryją się trzy plaże położone na półwyspie, na południowy wschód od Krabi, ale tą najdłuższą jest Railay West.

Warto się tu wybrać z rana by uniknąć większego tłoku i zdecydować na powrót między 16.00 a 17.00. Co prawda łodzie kursują do 18.00 ale zbyt duża liczba plażowiczów może spowodować problem. Przewodniki zachwalają piękno tego miejsca przy zachodzie słońca, ale to musimy odpuścić. Łodzie przybijają do zatoki Ton Sal Bay skąd spacerkiem odchodzimy dalej w kierunku skalistego cypla. Po drodze mijamy małą handlową ścieżkę nazywaną Walking Street gdzie można kupić owoce, wypić drinka i coś zjeść.

Zajmując miejsce trzeba pamiętać, że rytmem dnia rządzą tu przypływy i odpływy. Jeżeli rozłożycie się zbyt blisko wody to może się okazać, że po kilku godzinach zabierze ona Wasze miejsce i trzeba będzie szukać nowego. Zatem lepiej od razu znaleźć sobie miejsce bliżej ogrodzenia miejscowego hotelu. Na szczęście nie ma tłoku, a z naszej grupy nie spotkaliśmy nikogo. Biały piasek i płytka woda zachęcają do kąpieli, trzeba jednak uważać na niewielkie kamienie wystające z dna. Zachwycająca jest także okolica, wapienne klify pokryte bujną roślinnością i kryjące liczne jaskinie.

Railay jest znana w całym świecie z fantastycznych tras do wspinaczki skałkowej, ale na tym nie znam się kompletnie. Pasjonatką tego sportu okazała się natomiast nasza przewodniczka Kinga i dopiero wieczorem okazało się, że byliśmy tu razem, ale w zupełnie innym celu. Raj dla wspinaczy to plaża Phra Nang, położona tuż za cyplem i podobno jeszcze piękniejsza. Może szkoda, że przed wyjazdem nie miałam tej wiedzy ale z dnia spędzonego tutaj i tak jestem zadowolona. Z kolei plaża po stronie wschodniej jest porośnięta mangrowcami i tak naprawdę do plażowania się nie nadaje. Bliżej zachodu woda w zatoce coraz bardziej ustępuje i w miejscach gdzie pływaliśmy wysycha teraz piasek. To znak, że powoli trzeba wracać. Okazując bilet, w zależności od jego koloru będziecie przypisani do odpowiedniej grupy. To wynika z jakiegoś organizacyjnego podziału między grupami przewoźników. Trudno się z nimi dogadać więc lepiej zachować cierpliwość i uśmiech na twarzy. Może się zdarzyć, że poczekacie nawet pół godziny zanim zbierze się Wasza grupa, gdy tymczasem inne łodzie będą odpływać.

Szykując się na tę wycieczkę warto pamiętać o odpowiednim stroju bo łódź nie zabierze Was i nie wysadzi na piaszczystej plaży. Trzeba wchodzić z wody i do niej wyskakiwać, a będzie to głębokość nawet powyżej kolan. Zadbajcie także o bezpieczeństwo sprzętu bo po południu woda zatoki jest silniej wzburzona, łódź niebezpiecznie się przechyla i woda chlapie.

Nazajutrz rano odjeżdżamy na lotnisko w Krabi i tajskimi liniami odlatujemy do Bangkoku. Tu spędzimy ostatnią tajską noc i będziemy mieć jeszcze sporo czasu na ostatnie zakupy. No cóż, może i lepiej byłoby spędzić ten dzień na plaży, ale w tym przypadku decyduje jednak bezpieczeństwo połączeń lotniczych.