Jeden dzień w Dubaju to zdecydowanie za mało by naprawdę poczuć klimat tego miasta i zrozumieć realia codziennego życia. O mieście, jego mieszkańcach, religii, a już na pewno o rodzinie szejka nie można mówić negatywnie i żartobliwie. Może się to skończyć zakazem wjazdu, a nawet zaocznym wyrokiem, a ja mam nadzieję jeszcze tam wrócić. Poza tym jeden dzień pobytu nie dał mi podstaw by wyrażać się w ten sposób.
O emiracie i samym Dubaju naczytałam się sporo bardzo sprzecznych informacji, a lubię dzielić się wyłącznie własnymi i sprawdzonymi doświadczeniami. Być może z przyczyn o których wspomniałam trudno znaleźć coś wiarygodnego nawet o jego historii. Pierwsze zapisy dotyczące Dubaju jako osady pochodzą z roku 1799 kiedy klan Al Abu Falasa z plemienia Bani Yas opanował ten teren i ustanowił jego zależność od Abu Dhabi. W roku 1833 klan Al Maktoum z plemienia Bani Yas opuścił osadę Abu Dhabi i bez oporu przejął Dubai. Odtąd stał się on niepodległym emiratem, a ród Al Maktoum dał początek dynastii aktualnych władców. Podobno przyczyną wyjścia klanu z Abu Dhabi były rodzinne nieporozumienia ale to informacje niepotwierdzone. W Dubaju takie miejsce jak Centrum Porozumienia Kulturowego im. Szejka Mohammeda gdzie można bez konsekwencji zadać każde pytanie bez względu na temat i kontrowersje z nim związane. To na pewno jedno z takich miejsc, które należy odwiedzić zwłaszcza jeśli wiedza przewodnika jest zerowa.
W latach 70-tych XIX wieku Dubai stał się głównym portem na wybrzeżu Zatoki Perskiej, a połowy pereł zapewniły miastu bogactwo. Nie bez znaczenia był także traktat pokojowy z Brytyjczykami i ustanowienie protektoratu. Na początku XX wieku, po wprowadzeniu wysokich podatków na irański port Lingeh, rozpoczął się masowy napływ irańskich handlarzy i osadników, a w Dubaju powstały największe targowiska w Arabii. W latach 60-tych XX w. wyraźnie wzrosła liczba ludności pochodzenia indyjskiego i pakistańskiego. Ożywiło to rynek włókienniczy i zwiększyło wymianę handlową z Indiami.
Przełomem w historii Dubaju było odkrycie ropy na polu naftowym Fateh w roku 1966. Dla współczesnego Dubaju ropa nie jest jednak najważniejsza, a dochody z jej wydobycia stanowią zaledwie 4% PKB. Głównymi źródłami zysku są handel zagraniczny, usługi finansowe i turystyka. Ponad połowa eksportu skoncentrowana jest na złocie i biżuterii. I rzeczywiście ilość sklepów ze złotem tylko w centrach handlowych obaliła moje przekonanie, że Turcji sprzedaje się go najwięcej.
Na ulicach trudno spotkać rodowitych Arabów w tradycyjnych strojach. Nic w tym dziwnego skoro stanowią oni zaledwie 15% ludności. Pozostali to zagraniczni rezydenci i imigranci ekonomiczni, wśród których ponad 30% stanowią Hindusi. Na pierwszy rzut oka Dubaj to wieżowce, place budowy i luksusowe samochody. Przeważnie są białe bo to kolor zastrzeżony dla mężczyzn.
Pomimo twardej ręki sprawowania władzy Dubai jest miastem tolerancyjnym. Na ulicach swobodny strój turysty nikogo nie razi podobnie jak stroje kąpielowe na plażach. W niektórych miejscach oczekuje się jednak zakrycia ramion i nóg. Przypominają o tym np. tabliczki na drzwiach supermarketów.
Obecny władca Muhammad ibn Raszid al-Maktum jest pasjonatem skrajnej architektury i kocha konie. Wyrazem tej pierwszej pasji jest wygląd dzisiejszego Dubaju. O drugiej wiem niewiele, ale znawcy tematu twierdzą, że jest właścicielem największych stajni na świecie, a tylko na dwa znakomite rumaki wydał ponad 60 mln dolarów.
Swoją szybką podróż po Dubaju rozpoczęłam oczywiście od najwyższego budynku na świecie, który ma już prawie 10 lat. Spotkanie z Burj Khalifa i jego tarasem widokowym na 125 piętrze i wysokości 456 m są rzeczywiście niezapomnianym przeżyciem. Wjeżdża się tam najszybszymi windami na świecie poruszającymi się z prędkością 10 m/s. A więc w niecałą minutę jesteśmy na górze. Niestety to dopiero połowa jego wysokości bo sięga on ponad 828 metrów i jak na razie jest najwyższym budynkiem na świecie.
Przyjemność popatrzenia z góry na miasto nie jest tania i kosztuje 370 AED. Można także pojechać wyżej i drożej na 148 piętro ale tam już nie dotarłam. Jak widać Burj Khalifa, podobnie jak inne ekscytujące budowle nie jest pomnikiem, którym można się pochwalić ale inwestycją, która ma zarabiać wielkie pieniądze. W roku 2011 kręcono tu sceny do Mission Impossible – Ghost Protocol. Tylko nakręcenie scen strzelaniny w wieżowcu trwało 23 dni. Ile zarobił Burj Khalifa pozostaje tajemnicą, ale z budżetu 145 mln dolarów musiało zostać tu sporo.
Wracając na ziemię trafiłam do Dubai Mall gdzie znajduje się ponad 1200 sklepów oraz 120 kawiarni i restauracji, a w holu wita gości ekipa z filmu Star Wars. Dubai Mall jest największym centrum handlowym na świecie pod względem powierzchni która jest porównywalna do 200 boisk piłkarskich. Kilkupoziomowy parking możę pomieścić 14 tys. pojazdów. W budynku znajduje się akwarium o pojemności 10 mln litrów wody, w którym pływa ponad 33 tysiące okazów zwierząt morskich w tym 400 rekinów.
Przejście przeszklonym tunelem to wydatek rzędu 225 AED, a w połączeniu z ZOO, zależnie od dnia, 255 lub 295 AED. Przyjemność opuszczenia się pod wodę w stalowej klatce i spotkania z rekinami to wydatek 630 AED. Atrakcją centrum jest szkielet wielkiego roślinożernego dinozaura Diplodoka, którego wiek szacuje się na 155 mln lat. Szkielet ma długość 24,4 metra i 7,6 metra wysokości. Podobno został znaleziony w roku 2008 w kamieniołomie w Wyoming i zakupiony za kwotę ponad 14 mln AED. Niestety nawet z mapką kompleksu w ręce nie tak łatwo go znaleźć.
Oczy zwiedzających przyciągnie też wysoki na 24 m wodospad nazywany Human Waterfalls. Ta konstrukcja, czy raczej artystyczne dzieło ma w sobie jakiś dramatyzm ale i niezaprzeczalny urok.
A same sklepy? – No cóż, z pewnością nie są nastawione na kieszeń przeciętnego turysty, a wszystkie butiki to światowe marki z najwyższej półki. Co ciekawe byłam tu na krótko przed świętami Bożego Narodzenia i dzięki świątecznym dekoracjom poczułam się nie jak w arabskim kraju, a zdecydowanie bliżej domu.
Na kolejnej stronie zaproszę na wybrzeże na spotkanie z hotelowymi wizytówkami Dubaju i jednym z ciekawszych muzeów. Będzie to nieco szokujący powrót od szczytu osiągnięć XXI wieku do życia plemiennego sprzed zaledwie 60 lat.