Po zapoznaniu z hotelem i spacerze czas najwyższy zajrzeć tam gdzie żywią. Najpierw będzie więc o czymś dla ciała, a potem dla duszy bo chcę też pokazać jakie atrakcje czekają wieczorem. Tak pojawił się tytuł tej strony, który podsunęła mi Soraya swoim singlem Cuerpo Y Alma – czyli ciało i dusza.
Jak pobieżnie obliczyłam Hotel Bahia Principe może przyjąć jednorazowo ponad 800 gości, a to spore wyzwanie organizacyjne i logistyczne dla kuchni. Zobaczmy więc jak sobie z tym radzi. Hotel dysponuje pięcioma restauracjami, w tym trzema à la carte i Las Olas przy plaży. Główny ciężar wyżywienia przyjmuje jednak główna restauracja Orquidea serwująca kuchnię międzynarodową w formie bufetu.

W restauracjach à la carte wymagana jest wcześniejsza rezerwacja stolika, ale można tu spróbować kuchni włoskiej w Il Capriccio, śródziemnomorskiej w El Pescador i podelektować się sztuką kulinarną w Le Gourmet. Jak się przekonacie coś z tej sztuki będzie też w restauracji głównej. Hotel Bahia Principe należy moim zdaniem do tych nielicznych gdzie nakarmienie gościa nie jest tylko obowiązkiem wynikającym z umowy. Poprzez odpowiednią oprawę, atmosferę i różnorodność posiłków stwarza się warunki by wejście do restauracji i konsumpcja sprawiały autentyczną przyjemność. Zresztą zobaczcie sami.

Każdy dzień charakteryzuje jakaś specjalność. Będzie to zatem kuchnia karaibska, meksykańska, włoska, śródziemnomorska czy japońska. Szkoda tylko, że nie ma polskiej. Być może nie jest znana i dlatego staraliśmy się przybliżyć przynajmniej niektóre potrawy. Doszło nawet do tego, że animatorka witająca gości w drzwiach na widok mojego męża wyprzedzała pytanie i kręcąc głową informowała „nie ma rosół”. Trochę szkoda, ale było zabawnie.

Niezależnie od tematu dnia zawsze było jednak coś uniwersalnego dla tych co no habla, czy no seafood. Dekoracje poszczególnych kredensów czy jak kto woli regałów miały przyciągać oczy i zachęcać, a forma podania potraw utrzymywała ten klimat. Dlatego nawet jeśli coś nie odpowiadało to przyjemnie było popatrzeć. Drinki i napoje serwowali kelnerzy ale można to było zrobić samemu wybierając na przykład jeden z wielu gatunków wina. Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie zachęta by rozpocząć dzień np. od Bloody Mary. Takiej propozycji jeszcze nigdzie nie spotkałam. Spośród kilku a nawet kilkunastu dań głównych zawsze można było coś wybrać nie mówiąc o różnorodności sałatek, kuchni wegetariańskiej czy arsenale przypraw. Nawet stoisko z pieczywem musiało przyciągać oczy oferując szeroki wybór bułek i chleba.

Prawdziwe szaleństwo zaczynało się w dziale słodyczy i tu muszę przyznać, kuchnia arabska została pokonana. Za każdym razem musiałam to obejrzeć ale skusić się nie dałam.
Jedyny problem stanowiła kolacja bo czasami trzeba było poczekać na wolny stolik. W sumie nie wiem dlaczego ale tak jest wszędzie. W porze śniadań czy obiadów nieprzerwany ruch trwa dwie godziny, a na kolację wszyscy chcą przyjść o tej samej porze. Nigdy jednak późniejsze stawienie się na posiłek nie oznaczało braku jakichkolwiek dań. Siedem barów serwujących napoje zaspokajało potrzeby w tym zakresie.

Człowiek wypoczęty i najedzony chce się bawić i w Bahia Principe dobrze o tym wiedzą. Po części wynika to także z karaiskiego temperamentu bo jak dotąd nigdzie w tym zakątku świata nie spotkałam się z sytuacją by wieczorami wiało nudą.

Zaraz po kolacji można było przy drinku posłuchać muzyki na żywo i w takiej atmosferze poklikać do przyjaciół przez messenger. Później przejść do amfiteatru i obejrzeć wybraną pozycję wieczoru. Szkoda, że było ich tylko siedem bo tematy realizowali zawodowi tancerze i artyści. Był więc wieczór tańca latynoskiego, tańców historycznych nawiązujących do tradycji rdzennych mieszkańców wyspy, a nawet ich wierzeń.

Zawsze po występach znalazł się czas na ciekawe spotkania, chwilę rozmowy, a nawet wymianę kontaktów. Widzieli że robimy zdjęcia, byli ciekawi naszego odbioru, a po powrocie szybko musiałam spełnić obietnicę i wysłać w świat trochę wspólnych fotek. Po strojach ocenialiśmy, że nie są to ludzie bogaci, a z pasją podchodzący do swoich występów.

Ciekawe były też wieczory tematyczne poświęcone legendarnym wykonawcom i chociaż zwykle odtwarzane z playback’u robiły wrażenie.

Odrębną grupą byli artyści cyrkowi. Ich występy oglądaliśmy na dworze w Bahia Principe Village. Miejsce to pokazywałam podczas spaceru i mam nadzieję, że je rozpoznacie. Ludzie ci naprawdę potrafili bawić, a przy tym prezentowali naprawdę wysoki poziom akrobatyczny.

Nie zawsze byłam tam z obiektywem bo w końcu takie rzeczy trzeba koniecznie zobaczyć na żywo. Została jednak miła pamiątka i okazja by się nią podzielić. Może to, co opowiedziałam o hotelu, było trochę za długie ale mam nadzieję, że stworzyło szczery obraz który skusi do przyjazdu. Ludzie których tu spotkaliśmy na pewno na to zasługują. Na kolejnej stronie zabiorę Was na północne wybrzeże wyspy.