Dziś pojedziemy na północny-wschód malowniczą trasą przez góry Semien, a zakończymy ją późnym wieczorem w zabytkowym Aksum. Od roku 1969 góry Semien są terenem parku narodowego, który w roku 1978 jako jeden z pierwszych znalazł się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Niestety niemal 20 lat później, z uwagi na poważny spadek populacji jego charakterystycznych gatunków fauny i flory, został dodany do Listy Światowego Dziedzictwa w Niebezpieczeństwie.

To co zobaczymy to rozległe płaskowyże, postrzępione wierzchołki szczytów i pionowo opadające zbocza schodzące w doliny o głębokości do 1500 m. Będziemy na znacznych wysokościach bo góry Semien znacznie przewyższają nasze Tatry. Najwyższy szczyt Ras Dejen ma 4550 m, a dwa kolejne Mount Biuat i Kidis Yared są zaledwie o 100 m niższe.

Droga prowadząca przez park będzie trudna, nieutwardzona, a z uwagi na wiele ostrych zakrętów i stromych zjazdów bardzo niebezpieczna. W razie utraty panowania nad pojazdem nie można w tych warunkach liczyć na bariery energochłonne bo tych praktycznie nie ma.

Odkąd UNESCO zainteresowało się parkiem i obiecało wsparcie finansowe dla ratowania jego fauny i flory trzeba było podjąć radykalne działania zmierzające do zahamowania wszelkiej ingerencji ze strony człowieka.

Taki był warunek umowy i dlatego w okolicach Debarq, gdzie zaczyna się granica parku, wybudowano kilka wsi i przymusowo przesiedlono tu kilka tysięcy mieszkańców gór. Oczywiście wszystko co tu powstało zbudowano z wykorzystaniem tradycyjnych technologii, więc standard życia w tych domach nie odbiega od poziomu innych wiosek w Etiopii.

Tuż poza granicą parku zatrzymujemy się przy jednej z publicznych szkół podstawowych na niezapowiedzianą wizytę. Nasza obecność na terenie szkoły wymaga zgody dyrektora którą bardzo szybko otrzymujemy. Jest więc okazja zobaczyć nie tylko jak wygląda szkoła i ocenić jej standard ale chwilę porozmawiać o systemie szkolnictwa w Etiopii.

Nauka na poziomie podstawowym jest w tym kraju obowiązkowa ale tylko w teorii. Trzeba pamiętać, że nie ma tu żadnych osłon socjalnych ani emerytur, na które tym bardziej trudno byłoby liczyć w przypadku osób utrzymujących się z rolnictwa. Obowiązek troszczenia się o rodziców i dziadków spoczywa na dzieciach i dlatego etiopskie rodziny są z reguły wielodzietne. Dla mieszkańców wiosek wysłanie kilkorga dzieci do szkoły to często ciężar nie do udźwignięcia. Państwo nie funduje tu podstawowej wyprawki ani mundurków szkolnych jakie widzi się w Kenii czy Senegalu. Dlatego nie są obowiązkowe. Ale już sama wyprawka to spory wydatek. Dlatego etiopskiej szkole publicznej potrzebne jest naprawdę wszystko co może się Wam kojarzyć z pobytem dziecka w szkole.

Poważny problem stanowi w wielu przypadkach odległość od najbliższej szkoły którą trzeba przebyć pieszo. Chociaż etiopskie dzieci w każdym wieku są nieporównywalnie bardziej dojrzałe i samodzielne od naszych to często właśnie ta droga dla najmłodszych stanowi barierę nie do pokonania. Dochodzą do tego obowiązki domowe które trzeba racjonalnie podzielić. Zaopatrzenie w wodę i daleka wyprawa do studni, opieka nad najmłodszymi, dbałość o zwierzęta, praca w polu i przygotowanie posiłków wymagają także zaangażowania dzieci. Pomimo, że wykształcenie jest dla tych dzieci jedyną szansą na lepsze życie nie wszystkie mogą z niej skorzystać. Dlatego oficjalny obowiązek pozostaje tylko na papierze.

W systemie oświatowym Etiopii mamy dwa przedziały nauczania na poziomie szkoły podstawowej: od klasy 1 do 4 i od 5 do 8. Dwa dwuletnie etapy ma także szkoła średnia ale mało kto do nich dociera. Składają się na to nie tylko problemy o których już wspomniałam ale także poziom nauczania w szkole podstawowej. Powszechnie panuje opinia, że w szkole publicznej poziom ten jest niezwykle niski i często nie wykracza poza umiejętność czytania i pisania. Szkół publicznych, utrzymywanych z budżetu państwa, nie stać na dobrych nauczycieli, których należałoby odpowiednio wynagrodzić. Przykre to ale prawdziwe. Przeszkodą w opanowaniu tzw. podstawy programowej jest także liczebność uczniów w klasie sięgająca kilkadziesiąt dzieciaków. O ile w Polsce na jednego nauczyciela przypada 10 uczniów to w Etiopii jest 54. Jedyną szansą na ukończenie szkoły średniej i marzenia o studiach jest nauka w szkołach prywatnych i to od podstaw. W nich obowiązują nawet mundurki szkolne i jeśli takie dzieci gdzieś spotkacie będą to uczniowie szkół prywatnych z bogatych rodzin. Dlaczego z bogatych? – bo taka szkoła kosztuje. Jak udało mi się ustalić jednorazowe wyposażenie ucznia w zeszyty, ołówki, podręczniki i mundurek to wydatek co najmniej 1800 Birr czyli około 60 dolarów. Miesięczne czesne w takiej szkole to około 25 dolarów. Jak ma udźwignąć taki ciężar wiejska rodzina z pięciorgiem dzieci nawet jeśli ojciec znajdzie pracę w pobliskim mieście i zarobi w przeliczeniu 50 dolarów miesięcznie. Dlatego jeszcze raz namawiam – jadąc tu zabierzcie wszytko co możliwe i przydatne. Oczywiście zostawiliśmy w szkole trochę niezbędnych rzeczy i małą zrzutkę na najpilniejsze wydatki które przekazaliśmy na ręce dyrektora. Dzieci by się o nie pozabijały. A tak pożegnały nas uśmiechem i wspólną piosenką.
Dla Waszej wiedzy – w kwietniu 2018 Polska i Etiopia podpisały umowę o współpracy bilateralnej w dziedzinie szkolnictwa wyższego. Fajny krok, ale to jeszcze nie oznacza, że ten etap nauki będzie spełnieniem marzeń dla najzdolniejszych.

Z mieszanymi uczuciami opuszczamy szkołę i wracamy na trasę. Park chyba już się skończył ale asfalt na drogę jeszcze nie powrócił. Krajobrazy są jednak wspaniałe i jakoś zapominamy o tumanach kurzu który wciska się wraz z nawiewem. O uchyleniu okien nawet nie ma mowy. Co ciekawe bardzo często zmieniamy wysokość. Zjeżdżamy serpentynami w doliny, których dna przez okno nawet nie widać by za chwilę znów wspinać się na poziom wysoko ponad 2500 m.

Za każdym razem zmienia się nie tylko krajobraz ale także kolorystyka otaczających nas gór. To nie efekt oświetlenia słonecznego i temperatury barwowej ale chyba bardziej zmieniającego się składu mineralnego skał. Zresztą sami popatrzcie bo warto to zobaczyć na własne oczy. Niestety nawet najlepsze zdjęcie nie odda trójwymiarowego efektu odległości i przepaści, od których dzieli nas tak niewiele.

To był trudny ale ciekawy dzień. Mam nadzieję, że nikt nie usnął oglądając etiopskie krajobrazy chociaż pokazałam ich tylko niewielką cząstkę. Na kolejnej stronie opowiem o Aksum i chyba najbardziej intrygującej relikwii jaką od wieków pozostaje tajemnicza Arka Przymierza.