Wstępnie zapoznani z hotelem możemy iść na plażę i dowiedzieć się przy okazji jakie formy aktywnego wypoczynku hotel może zaoferować. Plaża jest autentycznie piękna jak na Karaiby przystało. Rozległa, piaszczysta, z drobnym piaskiem na dnie morza. Santana, bo tak ją nazwano, jest plażą publiczną ale nie ma to żadnego znaczenia. Znajdziemy na niej bezpłatne leżaki i parasole. O dobre miejsce trzeba oczywiście zadbać wcześniej ale nie ma problemu ze znalezieniem czegoś nawet bliżej południa.

Bezpłatnie, na jedną godzinę dziennie, można wypożyczyć kajaki, sprzęt do windsurfingu czy snurkowania, a nawet rowery. Oczywiście jakiś tips dla obsługi jest mile widziany. Bardzo aktywni są animatorzy namawiając na aerobik, piłkę nożną i siatkówkę. Można także pograć w bilard, pobawić się rzutkami, a nawet postrzelać z łuku. Dla smakoszy są korty tenisowe obok Bahia Principe Village.

Być może natkniecie się na komentarze innych gości, że plaża jest pokryta śmierdzącymi glonami, a obsługa ma problem z ich usunięciem. To może być prawda, ale nie jest to problem tylko tej plaży i nieudolności po stronie hotelu. Dlatego właśnie zdecydowałam się poświęcić tę stronę widokowi karaibskich plaż jakich być może już niedługo nie zobaczymy. Warto się nimi nacieszyć póki czas. Przy okazji tego spaceru przybliżę problem, który dla wielu osób stał się zrozumiałą okazją do bardzo negatywnej opinii z pobytu.

Glony na plażach to już nie problem pojedynczych hoteli ale całych krajów basenu Morza Karaibskiego i afrykańskich wybrzeży Atlantyku. Zjawisko to przybiera w zastraszającym tempie postać globalnej klęski ekologicznej, która może zabić turystykę. Glonów jakie tu występują nie należy jednak utożsamiać ze znanymi u nas parzącymi sinicami. To brunatnice zwane potocznie sargasami. Dopóki żyją nie są groźne, obślizgłe czy obrzydliwe chociaż przeszkadzają w swobodnym pływaniu. Gdy obumierają zaczyna się zabójcza dla lokalnego ekosystemu faza ich rozkładu podczas której wydziela się olbrzymia ilość siarkowodoru. To jego zapach i wygląd samej plaży skutecznie odstraszą każdego turystę.

Naukowcy wiążą występowanie tego zjawiska z dostarczaniem przez człowieka do wód oceanicznych coraz większej ilości składników odżywczych. Rozrost sargasów jest związany z procesem wylesiania Amazonii i gwałtownym wzrostem zużycia nawozów sztucznych na coraz większych obszarach plantacji w krajach Ameryki Południowej. To składniki tych nawozów wlewają się wiosną i wczesnym latem do wód Oceanu Atlantyckiego przez ujście Amazonki. Proces wycinania lasów wyraźnie nasilił się w roku 2010, a już rok później rozrost glonów wymknął się spod kontroli.

Sargasy zaczynają się rozwijać na środkowym Atlantyku w styczniu, a od kwietnia do lipca oceaniczne prądy roznoszą je na całej szerokości geograficznej oceanu. Proces wymierania glonów rozpoczyna się dopiero pod koniec września. W styczniu cały proces rozpoczyna się od początku i ulega zwielokrotnieniu. Tyle naukowa teoria. Na Dominikanę wybrałam się w drugiej połowie marca i w ostatnim dniu pobytu sargasy już dotarły na naszą piękną plażę przynosząc autentyczny kataklizm. To najlepiej dowodzi, że cały proces klęski ekologicznej przyspiesza i nabiera na sile.

Kiedyś najlepszy termin wyjazdu w te strony ustalaliśmy na podstawie klimatu i warunków pogodowych. Teraz trzeba brać pod uwagę cykl przemieszczania się sargasów. Jak z tego wynika styczeń i luty będą jeszcze optymalnym terminem bo sargasy jeszcze nie zdążą.

Plaża przy Grad Bahia Principe odgrodzona jest od otwartego morza pionową siatką sięgającą dna. Do czasu napłynięcia glonów kojarzyłam ją z formą ochrony przed rekinami, chociaż od początku wydawała mi się zdecydowanie za słaba. Faktycznie miała zatrzymać glony, ale te pchane przez fale przepływają ponad nią. Hotel rzuca wtedy na plażę armię sprzątaczy którzy grabią i wywożą, ale to chyba praca syzyfowa.

Aktualnie prowadzi się intensywne badania nad możliwością przemysłowego wykorzystania sargasów. Okazuje się bowiem, że po ich opłukaniu i wysuszeniu mogą stać się surowcem wyjściowym do produkcji biopaliwa. Być może będą kiedyś w tym celu poławiane daleko od brzegów i w ten sposób uda się uratować turystykę. Jej załamanie byłoby finansową klęską dla wielu krajów, a nieodwracalną stratą także dla nas.