Paşabağı – Dolina Mnichów
Po wczorajszym zejściu do Kaymaklı yeraltı şehri dzisiejszy dzień upłynie pod znakiem bliskich spotkań z naziemnymi cudami natury Kapadocji. A zaczynamy je tutaj, między Avanos i Göreme, w Paşabağı czyli ogrodzie (winnicy) paszy. Dolina z bajkowymi skałami nazywana jest także Doliną Mnichów i tak do końca nie bardzo wiadomo dlaczego. Niektórym tak właśnie kojarzy się wygląd kamiennych formacji, które podobno przypominają postaci gigantycznych mnichów. Dla mnie to raczej skalne kominy lub grzyby. Inni odnoszą jej nazwę do przeznaczenia doliny, która była kiedyś schronieniem dla pustelników i pierwszych chrześcijan.
To wydaje mi się zdecydowanie trafniejsze, a przekonuje mnie skała z trzema małymi kominami, która w V w. była podobno kryjówką św. Szymona. Początkowo mieszkał niedaleko Aleppo, ale gdy rozeszły się pogłoski że czyni cuda stało się to równie dokuczliwe co niebezpieczne. Zamieszkał więc tutaj schodząc z 15 m wieży niemal wyłącznie po to by uzupełnić zapasy wody i jedzenia przynoszonego przez zaufanych uczniów. Kierując się w lewo dojdziemy do skalnego kościółka, który zdaje się tylko potwierdzać tezę o pochodzeniu tej nazwy.
Ślady nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że tufowe twory były wykorzystane i zamieszkane przez ludzi, a najlepszym dowodem jest współczesna siedziba posterunku żandarmerii kryjącego się w grzybku, przed którym dumnie łopoce turecka flaga. Idąc dalej, w kierunku bielącego się płaskowyżu można odnieść wrażenie, że przestrzeń ta pokryta jest śniegiem. Mamy w słońcu ponad 300C i trudno w to uwierzyć, ale zimą rzeczywiście czapy tych grzybów pokrywa śnieg. Jednak nie dzisiaj. Stąd mamy fantastyczny widok na całą okolicę i tylko czasu na jej podziwianie nieco brakuje.
Kościółek, o którym wspomniałam odwiedzamy pod koniec spaceru. Ma kilka kondygnacji i chociaż nie jest to najłatwiejsze warto wspiąć się wyżej i spojrzeć przez jedno z okien na okolicę. Widok z pewnością przekona Was, że nigdy z niczego nie warto rezygnować przed czasem.
Za chwilę ruszymy dalej do Zelve, a ja się cieszę, że to dopiero początek tego ekscytującego dnia.
Dolina Zelve
Pomimo zakrojonych na szeroką skalę badań archeologicznych nie wiadomo jak dawno sięgają początki osadnictwa w dolinie Zelve. Była jednak ważnym ośrodkiem kultu religijnego w okresie od IX do XIII w. o czym świadczą liczne kościoły wydrążone w skalnych zboczach wąwozu. Chrześcijanie przenieśli się tu już w czasach perskich i arabskich najazdów. Podobno właśnie tu zorganizowano pierwsze w historii seminaria dla księży. Ostatni mieszkańcy opuścili dolinę w roku 1952, a od roku 1967 stała się muzeum na otwartym powietrzu.
Dolina Zelve to w rzeczywistości trzy doliny, z których dwie są podobno połączone tunelem. Pomimo, że każde miejsce ma tu swoją historię, my chcemy nacieszyć się przede wszystkim oszałamiającym pięknem przyrody i galerią barw, zupełnie inną niż w Paşabağı. Od kremowej po rdzawo-czerwoną, a wszystko to wkomponowane w zieleń i zamknięte od góry czystym błękitem nieba.
Wchodząc w dolinę napotykamy pierwsze ślady skalnych domów. Do dziś pozostały widoczne zdobienia otworów okiennych, dobrze zachowane schody, a nawet wnętrza, do których warto zajrzeć. Nie ma tu oświetlenia i musi wystarczyć to, co wpada z zewnątrz, ale oczy szybko się przyzwyczajają. Trochę przypomina to miasto duchów i sporej wyobraźni trzeba by zobaczyć jak miejsce to tętni życiem. Od najwcześniejszych godzin nie brakuje turystów, ale nie o takiej formie życia myślałam.
Dolina jest przepiękna i nic jej tak nie opisze jak autentyczne zdjęcia i odrobina własnej wyobraźni. Do tego wspaniała, upalna pogoda. Jest trochę niegroźnych podejść w słońcu ale i sporo relaksującego cienia w skalnych załomach i niszach. Podłoże nie wymaga specjalnego obuwia, nie ma szutru, ostrych, osypujących się kamieni. Na niektórych odcinkach wyłożono zupełnie przyzwoite ścieżki.
Dla tych, którzy żyją w biegu, pochłonięci rozwiązywaniem codziennych problemów taki spacer będzie przeniesieniem w zupełnie inny wymiar i warto tę okazję wykorzystać.