Tajlandia – Marzec 2014
Gdy zaczynałam swoją przygodę z podróżami zawsze ciągnęło mnie na Daleki Wschód, ale początkowo wydawał mi się zbyt odległy. Gdy zdecydowałam się wreszcie na podróż do Chin wyprawa nie wypaliła i tak wylądowałam na Karaibach, a potem w Meksyku. O dziwo odległość w tamtą stronę nie wydawała mi się przerażająca. Tym razem, głównie ze względu na porę roku, wybrałam Tajlandię i nie żałuję. Przy okazji przekonałam się, że jadąc tu będę bliżej Chin niż można się było spodziewać. Chińskie sklepy, wiele dwujęzycznych szyldów i tablic informacyjnych, chińskie rzeźby i ceramika w świątyniach, a także pojedyncze perełki architektoniczne rzucają się w oczy w wielu miejscach. Byłam tym nieco zaskoczona, chociaż z historycznego punktu widzenia nie powinnam. Przecież pierwsi mieszkańcy późniejszego królestwa przybyli tu właśnie z południowych Chin, a i dziś szacuje się, że blisko 14% społeczeństwa ma swoje chińskie korzenie. Zapoczątkowana przed wiekami wymiana handlowa z Chinami sprzyja rozwojowi kontaktów, które przekładają się także na turystykę.

Tajlandia dumna jest z tego, że jako jedyny kraj w południowo-wschodniej Azji nigdy nie została skolonizowana pomimo obecności w tym regionie dwóch kolonialnych potęg. Było to możliwe dzięki rozumnej polityce władców, którzy potrafili wykorzystać rywalizację i napięcia panujące między Francuskimi Indochinami, a Brytyjskim Imperium. Ich obecność nie pozostała jednak bez wpływu na zmiany obyczajowe i wiązała się z koniecznością ustępstw, które doprowadziły do utraty części terenów na wschód od Mekongu na rzecz Francji i okrojenia części Półwyspu Malajskiego przez Brytyjczyków. To bliskiej obecności tych ostatnich Tajlandia zawdzięcza niezrozumiały dla nas ruch lewostronny, chociaż decyzję o jego wprowadzeniu podjęła samodzielnie. Być może wynikło to z braku własnej tradycji transportu drogowego, bo jeszcze do połowy XIX w. jedynymi szlakami komunikacyjnymi Bangkoku były kanały na rzece Chao Praya. Dopiero potem zaczęto je zasypywać, a ich funkcję z wolna przejmowały utwardzone drogi.

Kwestia spornych terenów utraconych na rzecz Francuzów i Brytyjczyków powróciła w czasie II wojny światowej za sprawą sojuszu wojskowego podpisanego z Japonią. To właśnie Japończycy obiecywali pomoc w ich odzyskaniu po wypędzeniu aliantów. Tajlandia stanęła jednak w końcu po właściwej stronie konfliktu i związała się ze Stanami Zjednoczonymi. Niechlubny sojusz przeszedł do historii, ale zaoszczędził wiele ludzkiej krwi i cierpienia, jakiego doświadczyły z rąk Japończyków inne podbite narody. 

Na mapach z tamtego okresu i wcześniejszych nie znajdziemy jednak nazwy geograficznej Tajlandia, bowiem do 23 czerwca 1939 roku było to Królestwo Syjamu. Nazwa ta pojawiła się jeszcze w latach 1945 – 1949 i ostatecznie 11 maja 1949 roku Syjam na trwale stał się Tajlandią. Dzisiejsza Tajlandia to kraj młodych i wolnych ludzi (od słowa thai – wolny, niepodległy), nazywany nie bez przyczyny „krainą uśmiechu”. Ludzie są tu życzliwi i gościnni, a uśmiech z powodzeniem zastępuje brakujące słowa. Tajowie nigdy nie okazują zdenerwowania i nie mówią podniesionym głosem, bo w ich kulturze to oznaka słabości. Tajlandia to także kraj wielkich kontrastów. Wieżowce Bangkoku i wielopasmowe arterie gryzą się ze starymi dzielnicami domków na palach wzdłuż Chao Praya, a ociekające złotem świątynie i królewskie pałace kontrastują z biedą szarych ludzi starających się zarobić kilka bahtów na owocach czy posiłkach gotowanych na ulicy. Dlatego tajska ulica jest niesamowitym tyglem zapachów, które przy temperaturze powyżej 30 stopni i wysokiej wilgotności są tak samo egzotyczne, co męczące. W odróżnieniu od innych miejsc na świecie można tu jednak jeść na ulicy bez obawy o zdrowie, oczywiście z zachowaniem zwykłej przezorności i rozsądku. To, co przyrządzają na naszych oczach ze świeżych produktów na pewno nie zaszkodzi. Pomimo licznych kontrastów Tajowie są jednak szczęśliwi, a to, co nas razi jest dla nich absolutnie normalne.

Najbiedniejszy człowiek wspomoże swoją świątynię jak potrafi, a król jest osobą powszechnie uwielbianą w przeciwieństwie do skorumpowanych członków rządu. To właśnie postawa rządu doprowadziła do kilku kolejnych przewrotów i obecnych protestów. W czasie, gdy odwiedziłam Bangkok obowiązywał tam stan wyjątkowy, ale poza zasiekami w pobliżu budynków rządowych nic się nie wydarzyło. Telewizyjne relacje i zdjęcia, jakie oglądałam przed wyjazdem, były jednak bardzo niepokojące. Poza wspaniałymi śladami historii i egzotyką dnia dzisiejszego z pewnością urzeknie Was tajska przyroda, malownicze wybrzeże, parki narodowe i oczywiście dżungla będąca najstarszym ekosystemem na ziemi. Park Narodowy Trzystu Wzgórz, czyli Sam Roy Yot, Zatoka Pang Nga czy archipelag Phi Phi to wręcz klasyka, którą spotkacie we wszystkich folderach reklamujących najpiękniejsze zakątki świata. To rzeczywiście trzeba zobaczyć na własne oczy. Wybierając się w taką podróż warto jednak wyjątkowo dokładnie przemyśleć zawartość bagażu. Wycieczka objazdowa to spory wysiłek i napięty program. Niewiele będzie czasu na pranie, a temperatury i wilgotność będą wymagały zmiany ubrania nawet dwa razy dziennie. Nie oznacza to jednak, że trzeba zabrać ze sobą całą szafę. Nawet nie wolno i to z dwóch powodów. Po pierwsze na trasie naszej podróży mamy przelot liniami wewnętrznymi, a tu nie można przekroczyć 20 kg. Po drugie warto odświeżyć swoją letnią garderobę, a Tajlandia jest chyba najlepszym miejscem by zrobić to niewielkim kosztem na przykład podczas wieczornych spacerów po Bangkoku i to już w ciągu dwóch pierwszych dni.

Nie zapomnijcie jednak o specjalnym ubiorze do świątyń i pałaców królewskich. Tu obowiązują zakryte kolana i ramiona. Musi to być jednak lekkie i przewiewne. Legginsy zdecydowanie odpadają. Warto też zabrać lekką, pelerynę od deszczu, bo nawet w porze suchej i podczas największych upałów zdarza się kilkuminutowa ulewa i nigdy nie wiadomo gdzie Was zaskoczy. W waszej walizce powinna się znaleźć także suszarka do włosów, bo nie w każdym hotelu będzie dostępna i w razie potrzeby turystyczne żelazko. Napięcie w gniazdkach odpowiada naszemu, ale mogą zdarzyć się różnice w gniazdach. Oprócz europejskich (typ C) spotyka się także typ A i B czyli gniazda wymagające wtyczki z płaskimi bolcami. Warto więc zabrać adapter. Podróż po Tajlandii to bardzo częsty kontakt z wodą i dżunglą, a więc przydadzą się skuteczne repelenty przeciw komarom. W ostateczności można je kupić na miejscu, zwracając uwagę na zawartość środka o nazwie DEET. Powinna zawierać się w granicach od 30 do 50%. Zwiedzając Tajlandię będziecie spacerować ulicami miast, podróżować na łodziach i pokonywać górskie ścieżki, zatem przydadzą się zarówno najprostsze klapki jak i wygodne buty zapewniające dobrą ochronę i stabilność stopy.

W Tajlandii jedynym środkiem płatniczym jest baht i z pewnym przybliżeniem można przyjąć, że 10 bahtów odpowiada polskiej złotówce. W sklepach czy na bazarach nie przyjmą od Was innej waluty, bo jest to zabronione, dlatego od razu trzeba nastawić się na wymianę. Nie róbcie jednak tego na lotnisku, bo tu kurs jest chyba najgorszy. Z wymianą nie ma większego problemu, a najbliższe kantory znajdziecie już kilkaset metrów od hotelu w Bangkoku. Warto jednak wiedzieć, że kurs dolara jest uzależniony od nominału wymienianego banknotu. O ile zwykle staramy się mieć drobne to na wymianę w Tajlandii najlepiej zabrać banknoty 100 i 50 dolarowe. Nieco mniej dostaniecie za 10-tki i dwudziestki, a najmniej za jedynki. Nie są to może różnice szokujące, ale bezmyślnie tracić nie warto. Fotografowanie i używanie kamer nie wymaga żadnej dodatkowej opłaty i wolno z nich korzystać niemal wszędzie. Wyjątkiem są wnętrza pałacu królewskiego i głównej świątyni w kompleksie Szmaragdowego Buddy. W przypadku zorganizowanego wyjazdu do Tajlandii nie wymaga żadnych obowiązkowych szczepień. Zaleca się jednak mieć aktualne szczepienia przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu A i B, tężcowi i durowi brzusznemu. Skoro więc mamy już niemal wszystko zapraszam w drogę.

Tajska świątynia – krótki przewodnik
Jest mi zupełnie obca buddyjska ideologia i nie zamierzam sprawiać wrażenia, że znam się na tym odrobinę więcej od przeciętnego i żyjącego w pośpiechu Europejczyka. Lubię jednak rozumieć i rozpoznawać to co widzę. Mam nadzieję że moja skromna wiedza jaką zdobyłam w czasie tej podróży okaże się przydatna w Waszych przygotowaniach. A zatem krótko o świątyniach.
Tajska (buddyjska) świątynia to Wat. Może nią być pojedynczy budynek, ale najczęściej jest to cały kompleks zabudowań o różnym przeznaczeniu, zamkniętych w obrębie dziedzińca otoczonego murem.

Jednym z ważniejszych budynków takiego kompleksu jest Bot. Dla naszych celów nazwę go salą święceń bo nie znajduję lepszego odpowiednika. Tutaj mnisi składają swoje śluby i dlatego bot jest najczęściej dostępny tylko dla nich, chociaż nie zawsze. Wewnątrz znajduje się ołtarz i przynajmniej jeden obraz Buddy, zwykle w postaci posągu. Bot można rozpoznać po tym, że otacza go co najmniej sześć kamieni granicznych, które nazywają się Sema. Każda buddyjska świątynia ma także Viharn. To jeden z najbardziej ruchliwych punktów świątyni. Na pierwszy rzut oka można pomylić go z botem, ale z błędu wyprowadzi nas właśnie duża liczba wiernych wchodzących i wychodzących z budynku. Przyglądając się dokładniej zauważymy jeszcze jedną i chyba najważniejszą różnicę – viharn nie ma wokół siebie kamieni granicznych czyli sema. Viharn jest budowlą otwartą dla wszystkich i zwykle w czterech kierunkach. Wewnątrz, jak w przypadku bota, znajduje się ołtarz i kilka posągów Buddy.

Trzecim z najważniejszych budynków będzie Ho Trai czyli biblioteka świątyni. Zwykle jest to najmniejsza ale niezwykle bogato zdobiona budowla. Wszystko zależy jednak od wielkości i bogactwa świątyni więc sam rozmiar może nas zmylić. Jeśli pozwalają na to warunki Ho Trai może znajdować się pośrodku stawu jako budowla na palach. Nad biblioteką, w której przechowuje się święte skrypty i rękopisy, wznosi się Mondop. To może być dla nas ważny element rozpoznawczy. Mondop jest rodzajem baldachimu zwieńczonym iglicą, zwykle o podstawie kwadratowej, który wspiera się na kilku do kilkunastu filarach. Spacerując po dziedzińcu świątyni napotkamy też intrygujące budowle w postaci kamiennych, zwykle ostro zakończonych brył. To Stupy, które w tym kształcie, wywodzącym się z tajskiego stylu noszą nazwę Chedi. Zwykle w budowlach tych spoczywają relikwie Buddy lub prochy szanowanych nauczycieli. Zamiast zwężającej się ku górze iglicy mogą swoim kształtem przypominać kwitnącą kolbę kukurydzy. Wówczas będą nazywać się Prang jako że pochodzą ze stylu khmerskiego.

Patrząc ku górze z pewnością zaintrygują Was ostre zakończenia spadzistych dachów sterczące ku górze. To Chofah czyli ozdobne wykończenie w kształcie głowy ptaka Garuda będącego podobno jednym z wierzchowców Wisznu. Innym ciekawym zdobieniem są węże biegnące zwykle wzdłuż schodów prowadzących do bot lub viharn. Nazywają się Naga i przedstawiają mityczne węże, które chroniły głowę Buddy podczas medytacji. Myślę, że na dobry początek to wystarczy bo rozpoznanie i zrozumienie wszystkich elementów świątyni, a zwłaszcza niezwykłych rzeźb wymaga już zagłębienia się w buddyjską mitologię.