Şanlıurfa to szczególnie intrygujące miejsce, owiane licznymi legendami i szczycące się starożytną historią. Już w XVII w. p.n.e. była stolicą państwa Hurytów rozciągającego się od jeziora Van aż po granice Egiptu i nosiła nazwę Hurri. Źródła sumeryjskie i hetyckie wspominają też o ośrodku zwanym Urszu, które istniało tu na długo przedtem. W późniejszym okresie miasto należało kolejno do nowych, rodzących się potęg jak chociażby Mitanni czy imperium Hetytów. W IV w. p.n.e. nazywało się Urhai i było zamieszkane głównie przez semickich aramejczyków. Jeden z następców Aleksandra Wielkiego, Seleukos I wybudował tu nowy, wspaniały ośrodek który nazwał Edessa i ta nazwa zapisała się w historii najdłużej. W II w. p.n.e. Edessa uzyskała niezależność i aramejska dynastia Argu rządziła tu przez kolejne 400 lat. W 214 roku stała się jedną z rzymskich kolonii, ale w roku 260 zdobyli jej Sasanidzi pod wodzą Szapura I. Odbita przez Rzym pozostawała na granicy imperium do VI w. gdy najazd Sasanidów znów się powtórzył. Teraz w jej obronie stanął cesarz Justynian, ale jego zwycięstwo nie okazało się trwałe. Dlatego kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. W roku 637 przyszła kolej na Arabów. W ich rękach pozostała do roku 1030 po czym sprzedano ją Bizantyjczykom. W 1070 roku Edessę przez 50 dni bezskutecznie oblegali Seldżukowie, ale poddała się dopiero w 1083 roku jednak nie Turkom a Ormianom.
Wezwani na pomoc rycerze I krucjaty w roku 1098 opanowali miasto i przebudowali twierdzę, ale ostatecznie uległo pod naporem tureckim w roku 1144. Rzeź mieszkańców i utrata Edessy okazała się tak wielkim wstrząsem, że papież Eugeniusz III namówił rycerstwo Europy na drugą krucjatę. Ta wyprawa zakończyła się jednak sromotną klęską i Edessa już na zawsze pozostała w rękach muzułmanów. W 1182 roku rządził tu pogromca krzyżowców Saladyn. Później miasto wpadło w ręce Seldżuków, potem Mongołów i Mameluków. Po najeździe Tamerlana Edessa już nie podniosła się z upadku. W roku 1517 nadciągnęli Osmanie pod wodzą Selima I i pozostali tu do końca swojego imperium, z krótką przerwą w XVII w. gdy na kilkanaście lat miasto zajęli Persowie.
Za tureckich czasów Edessa zmieniła nazwę i tak na mapach pojawiła się Urfa. Nie udało mi się jednak ustalić, czy nazwa pojawiła się za panowania Seldżuków czy dopiero Osmanów. W okresie I wojny światowej Urfa była świadkiem podobnie tragicznych wydarzeń jak Kars i Erzurum. Bohaterski opór stawiany francuskim okupantom w latach 1918-20 nie został zapomniany i w roku 1984 decyzją parlamentu dodano do nazwy miasta przedrostek Şanlı (wspaniały, wielki, zwycięski). W ten sposób upamiętniono bohaterów tamtych czasów i od 30 lat mamy Şanlıurfę, nazywaną też nieoficjalnie Miastem Proroków.
To w pewnym sensie dziwne i niezwykłe miejsce, gdzie pomimo religijnych waśni spotykają się drogi i miejsca kultu różnych wyznań. Ciągną tu pielgrzymki i turyści z całego świata, a chrześcijanie, wyznawcy judaizmu i muzułmanie modlą się na swój sposób obok siebie. Jak głosi legenda to właśnie tutaj urodził się Abraham, praprzodek Izraelitów, ale także prorok Allaha. Przyszedł na świat w jaskini u stóp zamkowego wzgórza i przez siedem lat był ukrywany w niej przed królem Nemrodem. Kazał on wymordować wszystkie noworodki płci męskiej, bo zgodnie z przepowiednią narodzony w tym czasie chłopiec miał mu odebrać królestwo. Z miastem związani są także Hiob (w islamie prorok Ayūb) i Jethro – teść Mojżesza.
W południowej części miasta króluje wzgórze Damlacık z twierdzą, której obecny kształt pochodzi z III w. Istnieją jednak dowody na to, że początki twierdzy dali Huryci już kilka tysięcy lat temu. Nad murami zamku górują dwie korynckie kolumny nazywane tronem Nemroda. Pochodzą z okresu wczesnego chrześcijaństwa, ale według niektórych badaczy są pozostałościami świątyni starosemickiego bóstwa Baala. Podobno zachowały się do naszych czasów tylko dlatego, że identyfikowano je z dziełem szatana i żaden ze zdobywców miasta nie ośmielił się ich obalić. U stóp wzgórza rozciąga się ogród Gölbaşı będący najważniejszym miejscem dla muzułmanów. Tu także znajduje grota Abrahama (Hz. İbrahim’in doğduğu mağara) wchłonięta przez kompleks Meczetu Mevlidi Halil.
Szanując muzułmańską tradycję należy tu wejść w odpowiednim stroju i bez obuwia. Oczywiście kobiety i mężczyźni wchodzą odrębnym wejściem. Dla laika miejsce to z pewnością nie będzie atrakcyjne. Grotę można oglądać przez grubą szybę, w małym pomieszczeniu modlitewnym jest gorąco i duszno, a zapach nie przypomina ogrodu botanicznego. Meczet wzniesiono na miejscu starszych świątyń, prawdopodobnie starego kościoła bizantyjskiego.
Ogród Gölbaşı wiąże się z kolejną legendą o Abrahamie. Otóż gdy Nemrod dowiedział się, że prorok niszczy bałwochwalcze posągi czczone w jego państwie rozkazał go pojmać i zabić. Abraham został zrzucony z murów twierdzy w ogień rozpalony u podnóża właśnie w miejscu dzisiejszego ogrodu. Bóg sprawił jednak, że ogień zamienił się w wodę, a chrust z ogniska w ryby. Tak miały powstać dwa jeziorka połączone kanałem, w których pływają dziś „święte” karpie.
Muzułmanie wierzą, że kto złapie i zje rybę z tych stawów oślepnie i na zawsze będzie przeklęty. Dlatego ryby rosną sobie niezagrożone i dokarmiane przez turystów, a służba porządkowa pilnuje by nie były niepokojone przez dzieci. Po północnej stronie jeziorka Hali Rahman stoi Rızvaniye Cami tworząc niezwykle malowniczy kompleks dzięki efektownym arkadom. Budowla z trzema kopułami pochodzi z 1736 roku i została ufundowana przez osmańskiego gubernatora. Korzystając z czasu wolnego idziemy jeszcze w stronę twierdzy by ze wzgórza zobaczyć panoramę tego niezwykłego miasta. Po drodze mijamy stary cmentarzyk z okresu osmańskiego.
Wychodzimy z ogrodu i jedziemy do nowej części miasta gdzie zostaniemy na noc w Grand Urfa Hotel. To stosunkowo nowy obiekt oddany do użytku w 2007 roku. W pobliżu znajduje się spore centrum handlowe i to jedno z nielicznych miejsc gdzie można uzupełnić wyposażenie np. w zakresie elektroniki i sprzętu technicznego.
Z Urfą, a raczej dawną Edessą, wiąże się też legenda o powstaniu Świętego Mandylionu. W czasach Jezusa rządził tu król Abgar. Dotknięty ciężką chorobą wysłał do Jezusa swego sługę Ananiasza z prośbą o pomoc. Gdy Jezus odmówił przybycia, Ananiasz usiłował namalować Jego oblicze wierząc, że portret uzdrowi władcę. Usiadł na skraju drogi i mozolnie rysował, ale po prostu nie potrafił. Jezus widząc jego wysiłek i wiarę, zwilżył swoją twarz, a potem osuszył ją kawałkiem płótna. Stał się cud – na chuście odbił się dokładnie wizerunek twarzy Jezusa. Posłaniec przywiózł płótno swojemu królowi do Edessy, który patrząc na cudowny obraz, przez kontemplację został uzdrowiony. Gdy w 944 roku Bizantyjczycy stali pod Edessą zgodzili się odstąpić od oblężenia za wydanie Mandylionu. Potem z wielkimi honorami wprowadzili go do Konstantynopola. Od 1204 roku, gdy krzyżowcy zniszczyli miasto, słuch o cudownym płótnie zaginął.