Na zachodni brzeg Nilu, będący miejscem spoczynku wielkich władców starożytnego Egiptu, możecie przejechać autokarem lub przeprawić się łodzią motorową za opłatą kilku dolarów. To oczywiście Wasz wybór, ale dla relaksu warto popatrzeć na okolicę z perspektywy rzeki, która od tysiącleci jest darem życia. Wędrówka doliną w dzisiejszych czasach to niemal spacer aleją parkową, ale warto na nią zabrać trochę wody i obowiązkowo zostawić kamery w autokarze. Niestety dotarły do mnie i takie informacje, że fotografowanie w Dolinie Królów także zostało zabronione. Za wykupiony bilet wstępu można będzie wejść do trzech wybranych grobowców. Do grobowca Tut-Ankh-Amona obowiązuje dodatkowa opłata pomimo, że w zasadzie nie ma tam co oglądać bo sarkofagi i wszystkie zgromadzone przedmioty są teraz w Muzeom Kairskim. Tak jest zresztą ze wszystkimi znanymi grobowcami, które zostały otwarte i ograbione jeszcze w starożytności tym nie mniej ich wielkość, zdobienia ścian i komór grobowych dają jakieś wyobrażenie o bogactwie i władzy faraonów.
Dolina Królów czyli Wādī Abwāb al Mulūk była miejscem ich pochówku przez blisko 500 lat za czasów XVIII – XX dynastii czyli mniej więcej od XVI do XI w. p.n.e. Zaszczytu pochowania w tym miejscu dostępowali także wybitni dostojnicy królewscy.
Dolina Królów to właściwie dwie doliny położone obok siebie, zachodnia jej część zwana po prostu Doliną Zachodnią – Biban El-Gurud (WV) oraz część wschodnia (KV), zwana Doliną Wschodnią (Biban El-Muluk). Pierwszy plan doliny sporządził już w 1738 roku Richard Pococke, angielski duchowny i podróżnik, natomiast John Gardiner Wilkinson w 1827 roku zaproponował ponumerowanie grobowców. Nadano im numery od 1 do 21 rozpoczynając od wejścia do doliny i posuwając się w kierunku wschodnim. Pozostałe numery – od 22 do 64, nadawano systematycznie po odkryciu kolejnego grobowca. Numery poprzedzone są literami lokalizującymi położenie grobowca w Dolinie Wschodniej lub Zachodniej. I oto cała tajemnica KV. Tak więc KV62 to w kolejności 62 grobowiec w Dolinie Wschodniej odkryty w 1922 roku przez Howarda Cartera należący do Tutenchamona. Jak widać na przestrzeni kolejnych 90 lat odkryto tylko dwa kolejne chociaż prace trwają nieprzerwanie bo dolina kryje wciąż mnóstwo fascynujących tajemnic.
Jednym z punktów pobytu w na zachodnim brzegu będzie z pewnością Daj-al-Bahri i świątynia królowej Hatszepsut, która jako jedyna kobieta faraon władała Egiptem w latach 1503-1482 p.n.e. Była córką Totmesa I i żoną jego następcy Totmesa II. niestety owdowiała zanim zdążyła urodzić syna. Zamiast odsunąć się od władzy na rzecz drugorzędnej żony Totmesa II przyjęła rolę regentki jej małoletniego syna Totmesa III, a faktycznie przejęła władzę i ogłosiła się faraonem. Władcą świata nie mogła być jednak kobieta dlatego Hatszepsut pokazywała się publicznie w męskich szatach z doklejoną bródką. W ten sposób była przedstawiana na posągach, rzeźbach i malowidłach. Pomimo niewątpliwych zasług dla rozwoju Egiptu, po śmierci królowej Totmes III rozkazał zniszczyć jej twarz na wszystkich płaskorzeźbach i posągach, skazując tym samym na wieczne zapomnienie. Legenda królowej odżyła na nowo dopiero w epoce odkryć archeologicznych.
Niewątpliwy wkład w poznanie tej historii wniosła polska misja archeologiczna pod kierunkiem nieżyjącego już prof. Michałowskiego. Jego dom będący do dziś siedzibą misji znajduje się u podnóży świątyni.
Jeżeli przyjedziecie tu wiosną lub zimą, gdy słońce szybko chyli się ku zachodowi, spróbujcie nakłonić przewodnika by odwiedzić świątynię przed wizytą w Dolinie Królów. W pełnym słońcu będzie prezentować się naprawdę imponująco, a wasze zdjęcia w ciepłych barwach wyjdą znacznie lepiej niż moje. W wyobraźni domalujcie sobie bujną roślinność i aleję sfinksów porośniętą drzewami balsamowymi, których pnie odkryto w czasie wykopalisk.
Mając trochę czasu zatrzymajcie się na targu przylegającym do świątyni (droga powrotna wiedzie niestety przez targowisko) i sprawdźcie swoje kupieckie umiejętności. Jeśli plan pobytu będzie zręcznie ułożony może uda się Wam na chwilę zatrzymać obok słynnych kolosów Memnona. Niestety nam zabrakło kilka minut i mogłam je podziwiać tylko przez szybę autobusu. Po części stało się tak za sprawą wcześniejszego pobytu w manufakturze alabastru, a po części mojej, zbyt długiej walki o dobrą cenę na targowisku przy świątyni.