O ile wybierając hotel i biuro podróży decydujemy o miejscu pobytu i standardzie, o tyle oferowane wycieczki fakultatywne praktycznie niczym się nie różnią poza ceną, którą warto przynajmniej w przybliżeniu znać przed wyjazdem. Jeśli nie lubicie ryzykować, nie znacie kraju i jego zwyczajów za pierwszym razem wykupcie wycieczkę u rezydenta. Zapewni Wam to budzenie przed wyjazdem, suchy prowiant na drogę i kolację, gdy wrócicie późno. Poza tym macie pewność polskojęzycznej obsługi i przewodnika. Potem zauważycie, że to samo można mieć na pół ceny korzystając z miejscowych biur i pośredników.
W Gizie uważajcie na poganiaczy wielbłądów. Zdjęcie z wielbłądem lub przejażdżka to słony bakszysz. Ale uwaga – jeśli uzgodnicie cenę takiego spaceru w stronę pustyni, to za powrót trzeba będzie zapłacić jeszcze raz. Wspólne zdjęcie zechce Wam zrobić nawet policjant. Nie przyjmujcie żadnych prezentów „za darmo” bo zawsze trzeba się zrewanżować. Odmowa w postaci „la a szokran” (nie i dziękuję) powinna z reguły wystarczyć.
Muzeum Kairskie jest obiektem chronionym jak lotnisko. Nie można tu wnosić aparatów fotograficznych i kamer pod groźbą konfiskaty. Nikogo nie obchodzi czy sprzęt jest sprawny i włączony. Aparaty i kamery należy zdać do depozytu. Nie próbujcie też ryzykować z telefonem komórkowym. O ile zdecydujecie się zdać aparat do depozytu istnieje obawa, że przez pomyłkę Wasz sprzęt zostanie wydany komuś innemu. To w Egipcie zupełnie normalne.
Zdjęcia można jednak robić na dziedzińcu pełnym pamiątek z epoki faraonów i dlatego warto go zabrać. Nie uda się po wyjściu z muzeum wrócić po niego do autokaru, bo te odjeżdżają w bliżej nieznane miejsce i są przywoływane telefonicznie tylko na czas odjazdu grupy. Poza tym opuszczając dziedziniec musielibyście mieć kolejny bilet, aby tam powrócić. Spróbujcie więc wcześniej rozwiązać ten problem z przewodnikiem. Jeśli załatwi depozyt zbiorowy i przyjmie na siebie odpowiedzialność można zaryzykować. Ale uwaga – wspólny depozyt to jedno pudło dla wszystkich i warto mieć pokrowiec chroniący sprzęt przed przypadkowym uszkodzeniem.
Jednym z najczęściej odwiedzanych i najpilniej strzeżonych miejsc w Kairze jest górująca nad miastem Cytadela Kairska zwana także Cytadelą Saladyna. Wzniesiono ją z jego rozkazu na wzgórzu Mukattam dla obrony przed krzyżowcami w latach 1176-1183. Jej głównym budowniczym był Karakusz, zaufany eunuch i marszałek dworu sułtana, który wpadł na pomysł by do budowy twierdzy wykorzystać bloki ze starożytnych piramid na zachodnim brzegu Nilu. Mur okalający cytadelę, a jednocześnie ówczesny Kair i Fustad dokończono długo po śmierci Saladyna około roku 1238. Twierdza, z własnym ujęciem wody, którym była spiralna studnia głęboka na 85 m (Bir al-Halazun) i akweduktami doprowadzającymi wodę z Nilu, była praktycznie nie do zdobycia. Ten atut sprawił, że aż do XIX w. była siedzibą kolejnych władców Egiptu. W obrębie twierdzy znajduje się jeden z najpiękniejszych meczetów kairskich zbudowany w latach 1828-1848 przez Muhammada Alego ku pamięci jego syna Tusuna Paszy. Muhammad Ali zasłynął także z działań na rzecz wymazania wszelkich śladów poprzedniej dynastii Mameluków. Najbardziej krwawe wydarzenie tego okresu miało miejsce w roku 1811, gdy nowy władca zaprosił na ucztę około 500 mameluckich przywódców, a po jej zakończeniu kazał ich zabić. Meczet jest imponujący. Centralna kopuła ma 21 metrów średnicy, a jej wysokość sięga 52 metrów. Dwa cylindryczne minarety typu tureckiego z dwoma balkonami i stożkowymi czapkami znajdują się po zachodniej stronie meczetu i wznoszą się na 82 metry.
Nieuniknionym punktem programu każdej wycieczki do Kairu jest wizyta w Instytucie Papirusu i słynnej pracowni olejków eterycznych, z których wyrabia się najlepsze na świecie perfumy. Może nie każdy jest ich amatorem, ale ten pierwszy i jedyny raz da się przeżyć. Osobiście wolałabym więcej czasu spędzić przy piramidach i sfinksie. Instytut Papirusu wydaje się ciekawszy. Można tu poznać technologię jego wytwarzania, a przede wszystkim kupić oryginalny papirus z certyfikatem. Niestety, w wielu innych miejscach będą Wam oferować podróbki z bananowca.
Przy dwudniowym pobycie zabierzcie coś do przebrania, pamiętajcie, że nie dostaniecie kolacji, a za wszystkie napoje trzeba płacić. Dobrze zabrać jakiś zapas ze sobą. W czterogwiazdkowym hotelu w Kairze nie oczekujcie luksusu. W moim przypadku był to apartament z salonem, sypialnią i aneksem kuchennym oraz dwoma łazienkami. W kuchni żadnych naczyń, sztućców, herbaty czy kawy. W łazienkach brak ciepłej wody – uszkodzone bojlery. Brak ręczników. Zapach kanalizacji pomimo czwartego piętra. Jedyny plus to estetyczne, stylowe meble i fakt, że można się przespać po ciężkim dniu. Otoczenie hotelu nie nastraja do wieczornych spacerów więc o napoje radzę zadbać wcześniej i byle do rana.
Każdego, kto jest tu pierwszy raz Kair czymś zaskoczy. Przede wszystkim wielkością miasta, w którym żyje 18 mln mieszkańców i ruchem ulicznym, gdy każdego ranka 1 mln samochodów rusza w drogę do pracy. Jedynym stosowanym przepisem jest tu sygnał dźwiękowy i te będą Wam towarzyszyć przez cały dzień. Kair potrafi być odrażająco brudny i zaniedbany, ale też zaskakująco czysty jak na światową metropolię przystało. Niewątpliwą ciekawostką drugiego dnia będzie pobyt w starej części Kairu Misr-al-Kadima, w której znajduje się sporo zabytków koptyjskich. Jednym z nich jest kościół pochodzący z III w. zwany zawieszonym (Al-Kanisa al-Mu’allaka), którego fundamenty należą do ciekawostek architektonicznych. Otóż w czasach gdy Nil systematycznie wylewał kościół ulegałby częściowemu zalewaniu. Fundamenty są więc warstwowe – murowane i drewniane. Gdy podchodziła woda drewno stopniowo pęczniało i cała świątynia unosiła się unikając zatopienia.
Niewątpliwie duże wrażenie zrobi na Was panoramiczny przejazd obok Miasta Umarłych ale nie żałujcie, że nie można zobaczyć tego z bliska. Na obszarze dwóch połączonych cmentarzy mieszka według różnych szacunków ponad 3 mln ludzi, którzy dzielą to miejsce ze zmarłymi. Podobno jeszcze w XIX w. mieszkali tu wyłącznie ludzie zajmujący się pielęgnacją grobowców. Z czasem cmentarzysko stało się schronieniem dla bezdomnych i przestępców, ludzi którzy z różnych przyczyn stracili cały dorobek i w akcie desperacji pozbywali się zmarłych zajmując ich miejsce. Dziś dzielnica ta żyje własnym życiem. Tu rodzą się i bawią dzieci, są drobne zakłady rzemieślnicze, a nawet małe szkoły i meczety. Część cmentarnych alejek przekształcono w ulice, po których jeżdżą nawet miejskie autobusy. Trzeba jednak mieć świadomość, że mieszkańcy tej dzielnicy to ludzie tragicznie doświadczeni przez los, nieufni i niegościnni. W ten sposób po jednej stronie głównej drogi mamy miasto pełne turystów, a po drugiej dzielnicę, do której nawet miejscowi zaglądają niechętnie.
Wyruszając na wycieczkę z Hurghady około godz.1.00 jesteśmy trochę niewyspani i myśląc o trudnym dniu mamy ochotę na drzemkę. Dopiero powrót otwiera nam oczy na piękno malowniczego wybrzeża i zbocza skalistej pustyni opadające niemal na drogę. Zresztą zobaczcie sami.