Kiedy Lech Wałęsa rzucił hasło: „zbudujemy w Polsce drugą Japonię” było oczywiste, że nigdy tam nie był i nie miał pojęcia o czym mówi. I wcale nie problem w tym, że nie dorastamy Japończykom pod względem nowoczesnych technologii, bo tak jak Hindusi możemy je sprowadzić i jeszcze nieźle na tym zarobić. Musielibyśmy jednak wybudować na nowo nasze największe miasta, sieć drogową i kolejową, a w naszych kopalniach po cichu wydobywać złoto by pokryć związane z tym wydatki. Ale nawet gdyby i to się udało, Japonii nie zbudujemy bo nie jesteśmy Japończykami. Nie potrafimy myśleć ich kategoriami i żyć w tak poukładanym i zorganizowanym świecie.

Brak nam japońskiej determinacji, umiejętności odczuwania szczęścia z dobrze wykonanej pracy, którą musielibyśmy postawić ponad wszystko. Współczesny Japończyk pozostał samurajem, który służy dziś potrzebom swojej korporacji i gdyby źle ocenił swoją pracę z pewnością sam by się za to ukarał. W wielu krajach miałam okazję spotkać życzliwych i serdecznych ludzi, ale nigdzie do tego stopnia jak tutaj. W każdym sklepie ekspedientka podziękuje nam co najmniej trzykrotnie. Za to, że podchodzimy do kasy, że podajemy pieniądze i wreszcie za to, że kupiliśmy. A jeszcze na koniec z promiennym uśmiechem pożyczy nam miłego dnia.

W restauracji będziemy zawsze powitani tradycyjnym ukłonem, a kierownik sali wskaże nas osobie, która zaprowadzi do stolika i podziękuje za to co mogła dla nas zrobić. Kiedy będziemy opuszczać salę usłyszymy charakterystyczne „suminasen”, które jest połączeniem podziękowania i przeproszenia za ewentualne, drobne niedociągnięcia, których oczywiście nie było. Kierowca autokaru każdemu wychodzącemu będzie życzył miłego dnia by po godzinie lub dwóch tradycyjnym ukłonem powitać go ponownie. Trudno tych gestów nie zauważyć i przejść obok nich obojętnie. Dlatego warto przed wyjazdem poświęcić trochę czasu i nauczyć się chociaż kilku podstawowych zwrotów. Namawiam do tego przy wyjeździe do każdego kraju, ale tu w Japonii jest to wręcz koniecznością, bo Japończycy nie wyobrażają sobie braku wzajemnej uprzejmości. Zaskoczyła mnie japońska ulica, nie tylko drapaczami chmur i ślimakami autostrad na wysokości dziesiątego piętra, ale przede wszystkim kolorytem i niespotykaną czystością. Reklamy i kolorowe neony dosłownie przytłaczają, a na ulicy nie znajdziecie najmniejszego papierka ale też ani jednego kosza na śmieci. Jeśli Japończyk kupi kanapkę lub butelkę napoju to opakowanie zabierze ze sobą, a w domu posegreguje na papier, butelki i korki. Pojemniki na śmieci znajdziecie jednak w pobliżu większych atrakcji turystycznych, na dworcach i parkingach stacji benzynowych. Będą oczywiście uwzględniać obowiązek segregacji, ale wydaje mi się, że wybór tych miejsc jest podyktowany głównie obecnością obcych, takich jak my.

Palący papierosy muszą zapomnieć o tym, że zapalą na ulicy, czy zaraz po opuszczeniu autokaru. Można to robić tylko w wyznaczonych miejscach i chwilę zajmie zanim opanujecie umiejętność ich znajdowania. Nie znaczy to, że Japończycy nie palą, a wręcz przeciwnie – stanowią spory odsetek społeczeństwa. Palący są jednak szanowani.  Na otwartej przestrzeni są to zwykle przestronne, zacienione miejsca, często z ławeczkami do siedzenia, w pociągach specjalne, doskonale klimatyzowane kabiny. Podobna przestrzeń do palenia jest wydzielona w holu lub na zewnątrz każdego hotelu. W niektórych restauracjach wskażą palącemu miejsce na sali, jeśli nie ma tam innego pomieszczenia. Japończycy spieszą się dwa razy w ciągu dnia – rano około 8.00 gdy rzeka ludzi wylewa się ze stacji metra i wieczorem około 18.30 w drodze powrotnej do domu. Z reguły właśnie wtedy, my jako jedyni, zmierzamy w przeciwną stronę. Dlatego na ruchomych schodach prowadzących do metra wszyscy ustawiają się w jednym rzędzie, po lewej stronie, pozostawiając tę drugą dla kogoś, kto spieszy się bardziej. Na peronie wszyscy ustawiają się grzecznie w jednej kolejce na wyznaczonej linii. Nikt nie próbuje jej ominąć, stawać dwójkami czy trójkami jak to zwykle robią turyści. Japończycy nauczyli się żyć w kolejkach i nikogo ten fakt nie denerwuje.

W przerwie na lunch kolejka do pobliskiej restauracji ma często ponad 50 m i stoi sobie spokojnie jak część miejskiego krajobrazu. Tam jednak, gdzie trzeba być punktualnym nikt nie odważy się przyjść po czasie, bo spóźnienie jest okazaniem braku szacunku, a to jedno z najpoważniejszych uchybień. Dlatego w Japonii nikt i nic się nie spóźnia. Jeśli shinkansen ma odjechać o 18.16 to nie odjedzie minutę później nawet, jeśli pokonał już trasę ponad 500 km z kilkunastoma przystankami. Był by to brak szacunku wobec podróżnych.

Kolejny wyraz uprzejmości to sposób podawania czegoś drugiej osobie. Japończyk zawsze zrobi to dwiema rękami, nawet jeśli jest to tak mała rzecz jak paragon zakupu. W ten sposób wyraża się szczerość i czystość intencji wobec innej osoby. Warto poćwiczyć ten gest przed wyjazdem, a będzie przez nich przyjęty z wyjątkową serdecznością. W ten sposób każdego rana można podać kupon na śniadanie kierownikowi hotelowej restauracji, klucze w recepcji przy zdawaniu pokoju, ale w identyczny sposób je odebrać, bo zasada dwóch dłoni dotyczy obu stron. Ci niezwykle uprzejmi ludzie nie znają jednak kilku europejskich zasad okazywania grzeczności i ich nie praktykują. Nie ma tu zwyczaju przepuszczania kobiety w drzwiach czy ustępowania miejsca siedzącego w pociągach nawet osobom starszym czy kobietom w ciąży. Taki gest z naszej strony będzie dla nich czym absolutnie wyjątkowym. Wynika to z tradycyjnej zasady, że każdy, niezależnie od wieku i okoliczności, powinien radzić sobie sam.

W Japonii zaskoczy Was jeszcze wiele rzeczy, a chyba najbardziej ruch lewostronny. Jest na ten temat kilka teorii, ale najbardziej prawdopodobną wydaje mi się ta historyczna, sięgająca okresu Edo (1603-1868). Lewa strona była wówczas uważana za ważniejszą. To po lewej stronie shoguna na uroczystych spotkaniach i naradach siadali najwyżsi rangą i najbardziej zaufani samurajowie. Już niemiecki podróżnik i lekarz Engelbert Kaempfer przebywający w Japonii w latach 1690 – 1692 zauważył, że ludzie podróżujący do stolicy, dla podkreślenia rangi tego miejsca poruszali się lewą stroną, a ci wracający z Edo po prawej. Dużo prawdy jest także w tym, że pomiędzy samurajami poruszającymi się wąskimi uliczkami często dochodziło do zwad o to, kto komu ma ustąpić, zwłaszcza jeśli zaczepili się bronią noszoną u lewego boku. Ruch lewostronny, wprowadzony na początku XVII w. dekretem cesarskim rozwiązywał i ten problem. Poza spodziewanym zaskoczeniem różnicami kulturowymi Japonia z pewnością Was oczaruje. Pomimo dziesięciu ciężkich dni, spędzonych w niesamowitym sierpniowym upale wróciłam z dużym niedosytem. Chętnie pozostałabym dłużej, by do niektórych miejsc spokojnie powrócić i zobaczyć jeszcze więcej. Nie zmieściłam w tym temacie wszystkich ciekawostek, ale opowiem o nich już niebawem w trakcie podróży przez Japonię.

Jednak o dwóch rzeczach muszę jeszcze wspomnieć, a mianowicie – o słynnych japońskich toaletach (nie można tego nie pokazać) oczywiście z instrukcją obsługi oraz o kolejkach w restauracjach – jednak żeby nie trzeba było tu stać są… taboreciki przed wejściem.