Mieszkańcy Maroka
Na północy kraju zamieszkuje głównie ludność arabska, ale im dalej posuwamy się na południe tym bardziej zagłębiamy się w świat najdawniejszych mieszkańców Maroka kultywujących swoje zwyczaje i odrębną architekturę. Większość czasu spędzicie właśnie w krainie Berberów, którzy sami siebie nazywają Imazighen czyli ludźmi wolnymi, bo pomimo całych wieków najazdów i prób asymilacji pozostali niezależni i wolni w ramach swoich struktur plemiennych. Jednym z najciekawszych zagadnień jest wiara Berberów w proroctwa i wróżby. Pomimo, że oficjalnie Koran zabrania takich praktyk to wróżbici, jasnowidze i uzdrowiciele są powszechnie uznawani, o czym miałam okazję przekonać się już pierwszego dnia na trasie. W wyniku zderzenia tradycji arabskich i berberyjskich ukształtowała się niezwykle ciekawa kultura, a silne wpływy sufickie sprawiają, że w Maroku panuje naprawdę duża tolerancja religijna. Marokańczycy lubią rozmawiać i łatwo nawiązują kontakty, lubią wiedzieć skąd pochodzicie i ciekawi są naszego kraju, chętnie nauczą się też kilku polskich słów, zwłaszcza ci, którym pomoże to w handlu i codziennym kontakcie z turystami. Trzeba jednak pamiętać, że jesteśmy w kraju o głęboko zakorzenionej kulturze islamskiej i pewne nasze zachowania są dla nich rażące, chociaż nie zawsze muszą to okazywać. Z drugiej strony nie jedźcie tam z nastawieniem, że trzeba się bać zderzenia z islamem, w którym nic nie wolno i nie wypada by nie urazić czyichś uczuć, bo wiele przykładów z życia pozytywnie Was zaskoczy.

Ich i nasze stroje
Na północy i w dużych miastach powszechne spotykane są stroje europejskie, w których jednak nie chodzi się do meczetu. Na prowincji i im dalej na południe tym więcej tradycji, a więc u kobiety luźny dżilbab zakładany na ubranie i chimar – chusta zasłaniająca włosy, szyję i klatkę piersiową. U mężczyzny luźna dżalabija. Berberyjki nie zasłaniają jednak twarzy, a jeśli tak, to nos zawsze pozostaje na wierzchu i wygląda to niezbyt atrakcyjnie. Na nogach klapki, sandały lub tańsze „adidasy”. Rzadko tradycyjne babusze przypominające nieco nasze ciapy z przydeptaną piętą ale w całości wykonane z porządnej skóry i bardzo wytrzymałe. Są jednak stosunkowo drogie i dlatego nie każdy może sobie na nie pozwolić. W tych stronach nasz wakacyjny strój złożony z krótkich szortów i bluzki z odsłoniętymi plecami lub dużym dekoltem będzie wyglądał rażąco. Oczywiście zrozumieją naszą odrębność kulturową, ale mogą okazać brak tolerancji np. w czasie Ramadanu, a właśnie wtedy tam byłam. W Maroku, poza kilkoma wyjątkami, niewierni nie mają wstępu do meczetów ani na jego dziedziniec. Odpada więc problem posiadania odpowiedniego stroju. Warto jednak na każdy dzień zaopatrzyć się w dwa komplety na zmianę by zawsze czuć się świeżo. Zwłaszcza w porze letniej, gdy temperatura utrzymuje się w okolicach 400C. Jeżeli pojedziecie tam w miesiącach zimowych zmuszą Was do tego bardzo duże wahania temperatury między nocą, porankiem i resztą dnia i wtedy z całą pewnością przydadzą sie ciepłe kurtki. Jedynym poważnym miejscem związanym z religią będzie medresa Ben Jusufa w Marrakeszu i chociaż jest to wyłącznie zabytek warto założyć coś dłuższego, ale okrywanie ramion czy włosów nie jest wymagane ani oczekiwane.

Fotografowanie
Nieodzownym elementem ekwipunku każdego turysty jest aparat, bo oczywiście chcemy przywieść jak najwięcej egzotycznych zdjęć. W Maroku wykażmy jednak odrobinę rozwagi. Nie wolno tu fotografować  funkcjonariuszy służb mundurowych, obiektów wojskowych i tam na rzekach. Także sami Marokańczycy są niezwykle wyczuleni na punkcie robienia im zdjęć. Z reguły bacznie nas obserwują i widząc obiektyw skierowany w ich stronę natychmiast reagują przeczącym gestem. Trzeba to uszanować, pokazać, że rozumiemy i odstąpić. Zlekceważenie takiej odmowy i nachalność może nas kosztować ostrą reprymendę słowną i żądanie zapłaty. Już pierwszego dnia doświadczył tego jeden z naszych turystów i było bardzo nieprzyjemnie. Po moich ostatnich doświadczeniach nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś stoi na środku chodnika i robi zdjęcie nadchodzącej marokańskiej rodzinie. Bez problemu robiłam to w Turcji, ale nie tutaj. Jeżeli już bardzo chcemy można zapytać o możliwość zrobienia zdjęcia, a po uzyskaniu zgody mieć przygotowane ze 20 dirhamów bakszyszu. Idealnym rozwiązaniem, na które wreszcie się zdobyłam, jest zoom lub długoogniskowy obiektyw. Wtedy spokojnie możemy strzelać scenki rodzajowe z dużej odległości, odpoczywając na ławeczce czy w zaciszu restauracji, albo po prostu wykorzystać chwilę. Skuteczną metodą jest wykorzystanie sprzedawców, oczywiście pod warunkiem, że zdecydujemy się coś u nich kupić. Z reguły nie odmówią, licząc na nawiązanie korzystniejszych relacji. Natomiast niemal zawsze odmówią Marokanki chociaż warto próbować.

Kobieta i mężczyzna
Powszechnie kojarzony obrazek z krajów arabskich gdzie mężczyzna idzie przodem był u nas tematem wielu dowcipów ale warto to przemyśleć. Marokańczycy zdecydowanie zaprzeczają, aby tradycja ta była związana z wyższością płci, a wręcz przeciwnie – jest wyrazem troski o kobietę. Na zatłoczonym chodniku mężczyzna toruje drogę i przyjmuje na siebie ewentualne zderzenia z przechodniami. Tak samo pierwszy wchodzi do pomieszczeń i sklepów sprawdzając czy są bezpieczne. Dlatego w pierwszym odruchu dziwią się Europejczykom, że tchórzliwie chowają się za plecami kobiety. Zanim podejmiemy jakąś próbę nawiązania bezpośrednich relacji warto znać kilka zasad. Z pytaniem do kobiety musi zwrócić się kobieta, a jeśli jest w towarzystwie mężczyzny to wyłącznie mężczyzna do mężczyzny. Zaczepienie Marokanki przez obcego faceta jest formą zniewagi i może nas drogo kosztować. Zasady identyczne do opisanych obowiązują także w środkach komunikacji publicznej. Na wolnym miejscu obok kobiety może usiąść wyłącznie kobieta.

Ruch drogowy
W Maroku obowiązuje oczywiście ruch prawostronny. Uzyskanie prawa jazdy wiąże się z koniecznością odbycia szkolenia i zaliczenia egzaminu. Odbywa się to podobnie jak u nas, włącznie z placem manewrowym, a jeden z takich miałam okazję widzieć w Agadirze. Wynika z tego, że przepisy ruchu są przestrzegane, ale tylko z pozoru natomiast ograniczenia prędkości są z całą surowością egzekwowane przez policję. Poza tym policja skupia się na upłynnianiu ruchu, a ręczna regulacja na skrzyżowaniach większych miast jest koniecznością, bez której nie da się przejechać. Sygnalizacja świetlna jest instalowana zupełnie inaczej niż u nas. Na przejściu dla pieszych może nie być sygnalizatorów w ogóle i trzeba orientować się po zachowaniu kierowców. Sygnalizator może być też tylko po jednej stronie ulicy i trzeba czasami spojrzeć na ten za naszymi plecami. Zmorą w miastach są motocykle i motorynki, którymi jeździ się nawet po wąskich i zamkniętych dla ruchu ulicach starej medyny w Marrakeszu. Idąc pieszo trzeba mieć oczy dookoła głowy. Na drogach poza miastem częstym zjawiskiem są punkty kontrolne oznakowane podobnie jak przejście graniczne. Wszystkich kierujących dotyczy obowiązkowe zatrzymanie się przed znakiem i oczekiwanie na decyzję policji. Autokary turystyczne są zwykle przepuszczane po krótkim postoju bez kontroli. Bliżej granicy z Algerią podobne punkty blokadowe organizowane są przez patrole wojskowe poruszające się w sile 5-6 wojskowych pojazdów transportowych. W roku 2013 na marokańskich drogach zginęło ponad 3700 osób, co przy liczbie mieszkańców około 34 mln oznacza, że poziom zagrożenia jest podobny jak w Polsce. W 2014 roku po raz pierwszy na drogach pojawili się policjanci wyposażeni w alkomaty. Były poważne obawy czy rząd islamskiego państwa zdecyduje się na ten krok będący oficjalnym potwierdzeniem faktu, że religia nie jest dostateczną barierą przed spożywaniem alkoholu przez Marokańczyków. Wobec wzrastającego zagrożenia ze strony kierowców prowadzących pojazdy pod wpływem alkoholu nie było jednak innego wyjścia.

Zakupy i targowanie
Skoro jesteśmy w kraju arabskim to zrobienie zakupów na suku wiązać się będzie z tradycją targowania. Sporo już o tym pisałam na stronach poświęconych Egiptowi, ale człowiek uczy się przez całe życie więc jakieś nowe doświadczenia zdobyłam i tutaj. Okazji do treningu na pewno nie zabraknie, a największym wyzwaniem będzie wielki targ na placu Dżamaa Al-Fna w Marrakeszu. Dwie podstawowe zasady pozostają niezmienione: cierpliwość i poczucie humoru. Na lokalnych targach po drodze nie będziecie nachalnie nagabywani więc to dobra okazja dla początkujących. A oto kolejne zasady. Nie interesujcie się towarem, którego nie zamierzacie kupić. Sprzedawca będzie robił wszystko by go Wam wcisnąć i stracicie tylko drogocenny czas, a tego na objeździe mamy niewiele. Z tej samej przyczyny nie zaglądajcie do straganów, których asortyment nie jest tym, czego szukacie. Wyjść z takiego straganu nie jest łatwo. Wiedząc co chcecie kupić zdecydujcie wcześniej ile to jest warte w złotówkach. Na szybko zakładałam, że 1 PLN to 25 MAD, a wiec za coś warte 30 PLN powinnam zapłacić 75-80 dirhamów, ale nie więcej niż 60% ceny wywoławczej. Przy zakupie kilku sztuk przelicznik powinien być jeszcze korzystniejszy. Nie startujcie jednak z kwotą śmiesznie niską by nie obrazić sprzedającego. Generalnie w Maroku obowiązuje zasada, że samo pytanie o cenę do niczego nie zobowiązuje, ale już rozpoczęcie targu jest sygnałem, że towar kupicie przy czym obie strony muszą pójść na kompromis. Z tego względu zawsze trzeba zaproponować cenę niższą od tej, jaką chcecie zapłacić, by pozostawić sobie pole manewru. Gdy od sukcesu dzieli Was niewielka kwota nie wypada się wycofywać, bo stracony czas ma wartość dla obu stron. Kto nie lubi takiej zabawy niech szuka marketu, gdzie ceny są ustalone. W zasadzie każdy powinien od tego zacząć by zorientować się w realnych cenach. Nie można wykluczyć, że nawet po udanym targowaniu zapłacicie za coś znacznie więcej niż w markecie po drugiej stronie ulicy.

Co może przyciągnąć Wasze oko? Wyroby z drewna cedrowego i palmowego, miseczki podstawki, pudełka czy np. komplet drewnianych kostek domina w drewnianym pudełku. Biżuteria srebrna i wyroby ze skóry – babusze, torby, plecaki i paski z wielbłądziej skóry. Tekstylia, a w tym berberyjskie szale z symbolami ich kultury, które mogą być szalem i turbanem na pustynię. Tradycyjne hafty zdobiące bluzki nie każdemu będą się podobać. Ładne są natomiast duże ręczniki kąpielowe, za które nie powinniście zapłacić więcej jak 160 MAD. Bardzo ładna, ale ciężka jest ceramika i wyroby z metalu. No i oczywiście tajin (naczynie do przygotowywania tradycyjnych potraw) od miniaturek na półkę po 10 dirhamów do prawdziwych zestawów. Kto wierzy w skuteczność specyfików na bazie oleju arganowego i szafranu powinien też odwiedzić aptekę zielarską w Marrakeszu, gdzie można kupić czysty olej podobno doskonały na włosy jak i wysokiej jakości produkty przetworzone. Zdecydowanie odradzam kupowanie takich rzeczy od handlarzy na targowiskach lub przy drodze. Poza tym ręcznie tkane dywany i dywaniki, ale trzeba uważać bo nie wszystko co powinno, jest prawdziwą wełną. Dla kolekcjonerów rajem będą skamieniałości i minerały, jakie można kupić na straganach w drodze do Arfud (Erfud), a także na szlaku prowadzącym przez przełęcz Tizi-n-Tichka w górach Atlas. Bardziej afrykańskie niż marokańskie, rzeźby w drewnie lub obrazy na wielbłądziej skórze kupicie na placu Dżamaa Al-Fna od handlarzy z głębi czarnego lądu. W czasie wolnym trzeba też chwilę odpocząć i uzupełnić płyny, a zatem napoje: świeżo wyciskany sok (ale tylko robiony na Waszych oczach), marokańska herbata miętowa, Cola, woda mineralna – zwykle wszystko po 10 MAD. Jeśli chcecie poznać ceny niektórych produktów przed wyjazdem zapraszam na stronę Marketu Majane w Agadirze.

Alkohol i narkotyki
Po wcześniejszych doświadczeniach, chociażby w Egipcie czy Turcji, problem dostępności alkoholu całkowicie mnie zaskoczył. O ile w tym pierwszym nigdzie nie można go kupić, a w Turcji tylko w wydzielonych sklepach i w odległości nie mniejszej niż 300 m od meczetu, to w Maroku bez problemu znajdziecie bogato zaopatrzone stoisko w każdym osiedlowym markecie. Ceny są przy przystępne i zbliżone do naszych, także w odniesieniu do marek importowanych. Wypicie piwa czy wina do kolacji nie jest żadnym tabu nawet dla Marokańczyków. Maroko jest powszechnie nazywane „królestwem haszyszu” gdzie za posiadanie i handlowanie ziołem grozi kara 10 lat pozbawienia wolności. Jednocześnie blisko milion osób żyje z uprawy marihuany, a oficjalne dane mówią o blisko 48.000 ha przeznaczonych na uprawę konopi. Wojnę narkotykom wydał w roku 1992 król Hassan II, ale przez kolejne 10 lat działo się niewiele. Dopiero na początku XXI wieku starania rządu doprowadziły do zmniejszenia powierzchni upraw ze 137.000 ha do 47 tys. w roku 2011. Wtedy również uchwalono dość restrykcyjne prawo, które wtrąciło za kraty wiele tysięcy rolników. Dziś szacuje się, że co najmniej 80.000 osób trudniących się uprawą konopi to ludzie na zwolnieniu warunkowym, którym za powrót do procederu grozi natychmiastowe osadzenie. Tuż przed moim przyjazdem, lider partii Istiqlal, Hamid Chabat, wezwał do „całkowitej legalizacji” konopi indyjskich w Maroku i rozważenia zastosowań tej rośliny do celów medycznych i przemysłowych. Haszysz to „zielone złoto” Maroka, źródło dewiz i tradycja. Skoro tak to i dostępność narkotyku w postaci sprasowanej żywicy lub jako kaif (mieszanki zioła z tytoniem) nie jest trudna. Nie dajcie się jednak skusić, bo łatwa zdobycz może przekreślić Wasze marzenia o kolejnych podróżach.

<- Poprzedni
 
Następny ->