Lotnisko i odprawa wizowa
Odprawa wizowa na lotnisku w Mexico City następuje dopiero po odebraniu bagaży. Trzeba mieć wcześniej przygotowany formularz migracyjny i dokument zgłoszenia do odprawy celnej. Formularz migracyjny musi wypełnić każdy, natomiast dokument odprawy celnej – jeden na rodzinę. Oba druki powinniśmy otrzymać w samolocie.  Gdy wyjdzie z niego nagle 300 pasażerów tworzy się kolejka, ale natychmiast uruchamianych jest co najmniej 5 punktów odprawy i pojawia się ktoś, kto kieruje ruchem. Funkcjonariusze porządkowi lotniska wstępnie sprawdzają kompletność wypełnienia dokumentów i starają się pomagać, ale warto zapoznać się z nimi nieco wcześniej. Przy odprawie zostanie wbita wiza do paszportu i warto tego dopilnować, bo potem może być problem z opuszczeniem Meksyku. Zwrócą Wam również drugą część formularza migracyjnego, który trzeba zachować z paszportem do czasu odlotu. Operacja ta, zależnie od miejsca w kolejce, może potrwać do 30 minut i czasem budzi zniecierpliwienie. Aktualny druk migracyjny do zapoznania. Innym i łatwiejszym rozwiązaniem jest skorzystanie z elektronicznego formularza imigracyjnego który po wypełnieniu otrzymacie gotowy w formacie pdf

W drodze
Żadne hotele, a przynajmniej te do poziomu czterech gwiazdek włącznie, nie mają lodówki w standardowym wyposażeniu pokoju. Zawsze jest jednak naczynie na lód i w razie potrzeby można zejść po niego do restauracji. Skoro zaczęliśmy od niej, to podstawowym daniem na śniadanie jest jajecznica, czasami wręcz jedynym na trasie. Dzień zaczyna się jednak od szklanki świeżutko wyciśniętego soku. Ten prawdziwy sok to wręcz poranny rytuał całego Meksyku i jedyny napój w ciągu dnia, którego nikt nie wydziela i przy śniadaniu nie płaci się za niego dodatkowo. Wierzcie mi – nie ma żadnego porównania z owocowymi napojami w innych częściach świata.
W gniazdkach elektrycznych typu amerykańskiego jest napięcie 110V więc na drogę zabierzcie konwerter, który pozwoli na podłączenie ładowarek. Nie wszędzie będą też suszarki do włosów. Gdy nie mamy urządzenia dostosowanego do tego napięcia, nasza suszarka będzie działać dwukrotnie słabiej, ale spełni swoje zadanie. Kartki pocztowe kupicie bez trudu niemal wszędzie, natomiast znaczki są dostępne wyłącznie w urzędach pocztowych. Zwykle łatwo je znaleźć w pobliżu Zocalo z pomocą przechodnia lub Waszego przewodnika. Jeżeli pytamy o coś Meksykanina pamiętajmy, że panujący tu zwyczaj zabrania odpowiedzieć negatywnie na pytanie gościa. Warto więc konstruować pytanie tak, by nie wprowadzać rozmówcy w zakłopotanie i samemu nie narażać się na wymijającą lub mylną odpowiedź. Krytyczne uwagi o meksykańskich drogach, jakie czytałam przed wyjazdem, z pewnością już wkrótce przejdą do historii. Na wszystkich głównych trasach trwają intensywne prace zmierzające do poprawy jakości podróżowania. Poszerza się i wyrównuje nawierzchnię, modernizuje skrzyżowania i praktycznie każdego dnia spotyka się na drogach ludzi i maszyny. Gorzej jest na drogach lokalnych gdzie ogromne dziury zmuszają do jazdy slalomem z prędkością kilku kilometrów na godzinę. Tu również pojawia się niespotykany u nas zwyczaj zasypywania dziur przez okolicznych mieszkańców, którzy wyciągają do kierowców rękę po napiwek za ich starania.

Ludzie i święta
Meksykanie uwielbiają słodycze i niestety ich dziewczyny stają się coraz bardziej otyłe. Na każdym kroku spotyka się stragany ze słodyczami. Piekarnia o powierzchni naszego mieszkania ma zwykle jeden regał na bułki i zwykły chleb, a pozostałą przestrzeń wypełniają dziesiątki gatunków drożdżówek, francuskich ciast i ciasteczek z cukrem. Meksykanie są ludźmi pogodnymi i kochają fiestę przy każdej okazji, czego doświadczyłam chociażby w Santiago Tuxtla. To dla nas zupełnie nowe doświadczenie bo nie mamy tego w naturze. Warto się temu przyjrzeć, a jeśli trafi się okazja – spróbować razem z nimi.
Jednym z najważniejszych świąt są w Meksyku obchody Dnia Zmarłych, które tu nazywają się Los Dias de los Muertos. Są to więc dni, a nie dzień zmarłych, bo pierwszy jest dedykowany dzieciom (los angelitos), a drugi osobom dorosłym. Przygotowania do tych dni trwają już od pierwszej dekady października i to miałam okazję oglądać na każdym kroku. Wystawy i wnętrza sklepów zapełniają się wtedy kościotrupami, które zastępują tradycyjne manekiny. W piekarniach pojawia się pan de muerto, czyli chleb zmarłych, który był dla mnie największym zaskoczeniem (foto po prawej). W ciastkarniach (pastalerias) można spotkać torty w kształcie zwłok, a najbardziej popularne są calaveras de azucar – cukrowe trupie czaszki, zdobione kolorowym lukrem. Na straganach pojawiają się szokujące zabawki, mnóstwo rozmaitej wielkości kościotrupów i czaszek. Można na przykład kupić dziecku trumienkę, z której po pociągnięciu sznurka wychyli się nieboszczyk. Ale to dopiero przygotowania, bo same święta wyglądają jeszcze bardziej egzotycznie, gdy dawne tradycje Indian przeplatają się z obrzędami katolickimi, a całe rodziny spędzają noc na cmentarzu. Gdy uda się Wam trafić na to lub inne święta, będę wdzięczna za Wasze spostrzeżenia. Jedną z najważniejszych uroczystości rodzinnych są 15-te urodziny meksykańskich dziewcząt. Suknia za wielkie pieniądze, coś między ślubną a balową, podobna uroczystość kościelna choć bez pana młodego i wreszcie wystawne przyjęcie z udziałem całej rodziny i przyjaciół. Nie jedna chciałaby mieć takie wesele, bo wesele w Meksyku jest raczej skromne, a goście nie mogą liczyć na to, że wyjdą z niego najedzeni. Do ciekawostek należy też El Día de los Santos Inocentes, czyli Dzień Niewiniątek będący odpowiednikiem naszego Prima Aprilis obchodzony 28 grudnia.

Meksykańskie zakupy
Przed wyjazdem starałam się jak zawsze pozyskać trochę wiarygodnych informacji o tym co, gdzie i za ile warto kupić. Niestety najczęściej temat ten zawierał się w kilku linijkach i ograniczał do odpowiedzi na pytanie co i za ile. Na miejscu przekonałam się, że równie ważna jest wiedza o tym kiedy i gdzie. Dlatego o zakupach opowiem nieco inaczej, wędrując „z koszykiem” po całej trasie. Zacznijmy jednak od początku, bo zanim coś kupimy trzeba mieć za co. W Meksyku podstawową walutą jest peso, którego nominałom można się przyjrzeć na odrębnej stronie. Tylko w niewielu miejscach, a głównie w Cancun, można zrobić zakupy posługując się dolarami lub euro. Dlatego ważna jest wymiana i to, by od razu na niej nie stracić. Nie wymieniajcie więc gotówki w hali głównej lotniska Mexico City, tuż po odprawie wizowej. Kantor wizowy oferuje tu kurs peso do dolara zaniżony średnio o 25%, a więc za dolara otrzymacie około 9,5 peso zamiast 12,47. Poza tym właściciele świadomi braku konkurencji nie chcą przyjmować kwot mniejszych od 250 $.

Bez stresu i po bardzo dobrym kursie wymienicie gotówkę w pasażu prowadzącym do wyjścia z lotniska, gdzie sześć do ośmiu kantorów walczy o klienta. O ile myślicie o kupnie pamiątek, jakichś ciuszkach, butach czy tradycyjnej tequili na całą trasę wystarczy kwota 600 $. Oczywiście inwestycja w markową biżuterię czy dobrej jakości kapelusze uszczupli Wasze zasoby, a w tedy w większych miastach i hotelach można je uzupełnić. Dla bezpieczeństwa rozdzielcie wymienioną kwotę między siebie i trzymajcie w kilku miejscach, a nie w jednym portfelu. Nie mówię dlatego by straszyć kradzieżą, bo bardziej prawdopodobne jest pozostawienie torebki lub zgubienie portfela. Dlatego w tym wyjazdowym i przeznaczonym do zakupów nie trzymajcie dokumentów czy kart kredytowych. Operację tę najlepiej zrobić zaraz po wymianie, a najpóźniej pierwszego dnia w hotelu, bo jak mówi przysłowie „mądry Polak po …”. Tak przygotowani i zabezpieczeni przed chwilową utratą głowy ruszamy przed siebie.

Pierwsza okazja na zakupy to Teotihuacan i postarajcie się aby jej nie zmarnować. Dopiero zaczynamy i pierwsze wrażenia z reguły blokują myśl o zakupach, bo przecież jeszcze się zdąży. Warto jednak na chwilę przystanąć obok sprzedawców okupujących Aleję Zmarłych. Na drodze od Piramidy Księżyca do Piramidy Słońca z pewnością sami Was zaczepią, a nawet „odprowadzą” kilkaset metrów. Bardzo ładne i dobre jakościowo męskie T-shirty z azteckimi symbolami można kupić zaczynając od 100 pesos. Podobnie z nożami lub amuletami z obsydianu. Bez problemu można wytargować 80. Te same wyroby na straganie przy alei prowadzącej do parkingu to już 140 pesos, a uzyskanie ceny w granicach 100 jest prawie nieosiągalne. Inne pamiątki na straganach w zasadzie niczym nie zaskakują, a taniej kupicie je w Puebla i radzę poczekać. Dla zainteresowanych dewocjonaliami jeszcze w tym samym dniu targowisko przy Bazylice MB z Guadalupe.

W Puebla słynącym z ceramiki można kupić coś do kuchni, a nawet całą zastawę z ludowymi wzorami dekoracyjnymi pod warunkiem, że się spodobają. Na pewno zajrzycie do słynnych Camoterias La Antiqua Sta Clara. Lizaki ciasteczka, galaretki o zaskakujących smakach może nie będzie łatwo przewieźć, ale będą fajną ciekawostką. Poważne zakupy zaczną się  na targowisku przy San Francisco Parian. Tu znajdziecie wszystko co meksykańskie i charakterystyczne dla tego regionu.
W rejonie Xalapy i Coatepec, na jednej z odwiedzanych plantacji, kupicie wszystko co wiąże się z kawą – kawowe mydełka, oryginalną biżuterię, likiery i oczywiście samą kawę. To niestety ulotna przyjemność, ale takiego aromatu nie znajdziecie w paczkach kupowanych w naszym supermarkecie. W Veracruz warto zajrzeć do normalnych sklepów. Mnie zainteresowały buty i kupiłam fajne w pierwszym napotkanym sklepie. Zwykle poświęcam na to kilka dni, a przy okazji co najmniej 100 zł zostało w portfelu. Ceny zwykle wahają się od 300 do 700 pesos. Tym samym tematem można zainteresować się w Meridzie.

Przy wodospadzie Eyipantla spotkacie duże targowisko, gdzie warto zwrócić uwagę na wyroby tekstylne i bawełniane. Gustowne męskie koszule z delikatnym haftem przy odrobinie humoru i starań kupicie za 120 pesos, a to prawie za darmo. W San Andres Tuxtla inspiracją do zakupów będzie przyzakładowy sklep słynnej fabryki cygar Puros Santa Clara. Znajdziecie tu nie tylko cygara i cygaretki, ale wszystko co wiąże się z paleniem, w tym całą salę poświęconą sziszy. Poza tym wiele gustownych pamiątek, chociaż nie bardzo związanych z meksykańskim folklorem i kulturą.
Z kolei w Comalcalco zaopatrzycie się w kakao i czekolady, ale z tymi raczej ostrożnie ze względu na temperatury. Pośród ruin Palenque handluje się z potomkami Indian najczęściej prosto z ziemi bo nie ma tu klasycznych straganów. Jest to jedyna okazja by kupić ręcznie robione breloczki z koralików z podobizną ptaka ketzala. Fajna pamiątka lub prezent, o ile się spodobają. Poza tym można zwrócić uwagę na amulety ze znakami zodiaku Azteków. Ściągawkę w postaci kalendarza dostaniecie bezpośrednio na stoisku. Sprzedawane są dwa rodzaje – na podkładzie kamiennym i gipsowym i tych drugich raczej nie kupujcie. Kamienne w cenie 12 pesos będą o wiele trwalsze.

Becal to oczywiście kapelusze i wszystko, co można zrobić z palmy jipi-japa. Kapelusze Panama od 300 do kilku tysięcy pesos zależnie od grubości włókna, które przekłada się na liczbę dni spędzonych nad jego wykonaniem. Ale Panama to tylko hasło. Damskie i dziecinne kapelusiki, torebki, lampki lub tylko abażury, wachlarze i biżuteria. Fajne, a co najważniejsze – oryginalne.

Przy parkingu w Uxmal jest kolejne duże targowisko. Jesteśmy na ziemi Majów, a więc charakterystyczne zdobienia i hafty są inne niż w centralnej części kraju. Te podobały mi się o wiele bardziej i dałam się skusić na kilka bluzek. Targuje się tu znacznie trudniej, bo sprzedawcy sięgają po atut ręcznej roboty, ale w Meksyku właśnie ta jest najtańsza. Z drugiej strony wypada ją uszanować. Jakby nie było osiągalna jest cena o 20-30% niższa, choć wymaga trochę czasu. W sklepach Meridy można znaleźć prawie wszystko co już było, ale znacznie drożej. W dobrej cenie są chyba tylko buty i to przy samym Zocalo. Rajem na pamiątki w indiańskim stylu jest Chichen Itza. Nigdzie nie znalazłam tak kolorowych i różnorodnych rzeźb i choć materiał jest różny, królują wyroby z drewna. Dla kogoś, kto chce urządzić egzotyczny zakątek w domu idealne miejsce by to zrealizować i zostawić około 2000 pesos.
Może to nie będzie w najlepszym stylu, ale zainteresowanych tequilą, wyślę po prostu do supermarketu. Nie znajdziecie tu odmiany Mezcal (tequili z robakiem) ale zyskacie pewność, że napis 100% agave nie służy tylko podbiciu ceny. Spośród szerokiej gamy gatunków teguili wybrałam Centenario i Corralejo (w długiej, wąskiej granatowej butelce). Obie należą do gatunku reposado czyli tequili leżakującej minimum dwa miesiące, ale mniej niż 1 rok w dębowych beczkach, gdzie nabierają specyficznego smaku. Centenario jest destylowana ze starannie wybranych 10-letnich plantacji niebieskiej agawy i starzona w nowych dębowych beczkach. Corralejo leżakuje 4 miesiące, kolejno w trzech rodzajach beczek nazywanych tu „francesa, americana y encino”. Być może ktoś, znający się na tym lepiej ode mnie, zechce rozszerzyć tę informację. Przestrzegam jedynie by nie przesadzać z ilością. Niestety, samolot z Meksyku nie kojarzy się najlepiej na żadnym z europejskich lotnisk i jesteśmy w szczególnym zainteresowaniu różnych służb.

W Paryżu są to psy szkolone do wykrywania narkotyków, a w Warszawie nasza służba celna, która wybiórczo zaprasza na kontrolę bagażu. Dwie butelki na osobę jeszcze przejdą, ale więcej może się wiązać z opłatą cła. I tak dobrnęliśmy prawie do końca trasy, a w naszych bagażach przybyło coś z bawełny, jakieś amulety lub noże, pachnie kawą i kakao. Być może ktoś skusił się na kapelusz albo buty, a ktoś inny skompletował maski i rzeźby do domowego kącika egzotyki. Brakuje nam tylko hamaka, ale pomimo że są piękne, na hamak nie namawiam. Drewniana część jego konstrukcji może nie zmieścić się w walizce i na lotnisku staniemy przed koniecznością opłacenia dodatkowego bagażu. A więc ta kwestia zostaje do przemyślenia. Przed nami Cancun i jego wielkie centrum handlowe z ogromnym bazarem. To miejsce gdzie nie obowiązują żadne zasady „przyzwoitości” podobnie jak w krajach arabskich.
Robiąc zakupy w Meksyku trzeba rozróżniać drobnych wytwórców, sprzedających swoje towary i handlarzy. U tych pierwszych ceny są zdecydowanie niższe, a przez szacunek dla ich pracy nasza cena nie powinna schodzić niżej niż o 20% od nominalnej. Propozycja na poziomie 50% jest dla tych ludzi obraźliwa nawet jeśli tego nie okażą. Inaczej jest z handlarzami, a Cancun to miejsce szczególne. Tu wszyscy są nastawieni na Amerykanów dlatego od razu warto dać do zrozumienia, że nie jesteśmy „gringo”. Słysząc nasze rozmowy między sobą, biorą nas często za Rosjan i to też trzeba im wybić z głowy. Jako Polacy mamy tu pewien szacunek bo wszyscy znają i pamiętają naszego Papieża Juana Pablo Segundo, chociaż nie wszyscy wiedzą nawet, gdzie ta Polska jest. Jak by nie było, start z naszą propozycją powinniśmy zaczynać od poziomu 30% ich ceny. Dobrze jest też zajrzeć najpierw do kilku normalnych sklepów centrum handlowego tuż obok bazaru i dyskoteki. Identyczne towary można znaleźć tam w niższej cenie niż na bazarze. Takie rozpoznanie na pewno się przyda. Pamiętajcie też, że walutę peso oznacza się symbolem dolara stojącym przed ceną. Tak więc cena $30 to trzydzieści peso, a 30 $ to 30 dolarów. Szczytem jaki popisał się przed nami jeden z handlarzy było usiłowanie sprzedania nam plażowych, męskich bermudów za 650 pesos i dowodzenie, że towar przyszedł właśnie ze Stanów, bo na oryginalnej metce pokazał nam cenę $48. Potraktowaliśmy go życzliwym śmiechem, ucinając dalszą dyskusję o cenie, bo była przecież oczywista. Jak zawsze, w negocjacjach handlowych wygrywa ten, co zna choć trochę miejscowy język. Po prostu inaczej nas traktują i wiedzą, że znamy przynajmniej odrobinę realia ich życia. Pewnego dnia zatrzymał nas na plaży jeden z wędrownych sprzedawców i zaproponował spory wybór biżuterii. Spodobały mi się chromowane bransoletki z motywami rysunków Majów i delfinami. Ceną wywoławczą było 200 pesos za sztukę … do czasu gdy mąż przeszedł na hiszpański. Pogadali sobie trochę pod palmą, a ja wróciłam na leżak, zrobiłam im zdjęcie i dołączyłam ponownie. Chciałam jedną z delfinami, a ostatecznie mam trzy za 300 pesos w nagrodę za język i miłą rozmowę. Z pewnością i tak mu się to opłaciło. A więc znajdźcie trochę czasu na kilka zdań i miejcie jakąś niewielką gotówkę nawet tu, na plaży. Kto się spóźni ostatnie zakupy może zrobić na lotnisku, ale to oczywiste, że zapłaci drożej. Czasami jednak gdy człowiek czeka i się nudzi przychodzą do głowy i takie pomysły. Niewykorzystaną walutę wymienicie w tych samych kantorach co poprzednio i znów przyjrzyjcie się kursom, bo w każdym będą inne. Mając na uwadze postój w Paryżu można w tej sposób zyskać trochę euro jeśli nie zabraliście ich na drogę. A więc udanych zakupów.