Park Narodowy Sam Roy Yot
Z samego rana jedziemy do małej wioski rybackiej Bang Pu, gdzie przesiadamy się na łodzie i płyniemy na piękną, cichą plażę Lalem Sala, bynajmniej nie po to by wylegiwać się na słońcu. Będziemy około 60 km na południe od Hua Hin, a przyjemny rejs potrwa około 20 min. W Parku Narodowym Khao Sam Roy Yot, którego nazwę można przetłumaczyć jako Góra Trzystu Szczytów, czeka nas spore wyzwanie. Będzie nim pokonanie stromej ścieżki o długości około 500 m i różnicy wzniesienia 130 m, która prowadzi do malowniczej jaskini Phraya Nakhon.
Jest tu altana wybudowana w roku 1890 przez króla Chulalangkorna – Ramę V. To właśnie w tej jaskini król Mongkut 18 sierpnia 1868 roku, w obecności zaproszonych gości z Europy, obserwował całkowite zaćmienie słońca, którego nadejście osobiście wyliczył. Jak pamiętacie z wcześniejszych stron, wydarzenie to król Mongkut przepłacił życiem zarażając się malarią, a Chulalangkorn szczęśliwie zdołał pokonać chorobę. Od tej pory tradycją dworu królewskiego stało się odwiedzanie jaskini przez wszystkich kolejnych władców.
Nie wszyscy z naszej grupy decydują się podjąć ten wysiłek i część zostaje na plaży, skąd rozciąga się piękny widok na kilka pobliskich wysepek. Nie będę ukrywać, podejście nie jest łatwe, a w tej temperaturze i wilgotności osoby z niedoczynnością serca czy układu oddechowego mogą mieć problem. Przeciętne zdrowie i sprawność zdecydowanie wystarczą. Trzeba jednak zabrać dobre buty, sporo napojów i jakieś repelenty.
W połowie drogi pod górę jest punkt widokowy, gdzie można zrobić małą przerwę dla wyrównania oddechu i podziwiać wspaniałe widoki na plażę, morze i wiele małych pobliskich wysp. Czy było warto? – oceńcie po zdjęciach, chociaż to tylko namiastka atmosfery tego miejsca.
Park Khao Sam Roy Yot jest pierwszym przybrzeżnym parkiem Tajlandii o powierzchni ponad 90 km2 i został założony w roku 1966. Jego nazwa być może pochodzi od licznych wapiennych wzgórz Tenasserim nad zatoką, z których najwyższy ma 605 m. Jednak 37% powierzchni parku to płaski teren słodkowodnych bagien. Park jest siedliskiem wielu gatunków egzotycznych zwierząt takich jak Langur okularowy, Pangolin malajski, Jeżozwierz malajski, Mundżak chiński czy Makak jawajski. Po drodze spotkaliśmy jednak tylko langury.
Jaskinia to nie tylko królewski pawilon. Zdumiewa sama jej wielkość, roślinność i stalaktyty, które często przyjmują zabawne kształty. Barwnego obrazu dopełnia światło wnikające przez dwa otwory, jakie powstały po częściowym zawaleniu się sklepienia. Po mozolnej wspinaczce jest wreszcie chłodno, chociaż nadal wilgotno. Kuha Karuhas pawilon.
Powrót na dół to już fraszka, ale miejscami mogą dokuczać komary. Teraz mamy swoją godzinę na wodę i słońce. Na miejscu jest restauracja i zadbane toalety. Z robieniem zakupów warto jednak się wstrzymać do czasu powrotu do wioski gdzie na miejscowym straganie można kupić świeże owoce, a nawet coś zjeść.
Zrelaksowani jedziemy dalej na południe. Przed nami około 200 km do stolicy prowincji Chumphon, gdzie zatrzymamy się na noc w hotelu Morakot. Hotel położony jest w jednaj z najbardziej popularnych części miasta czyli Muang Chumpton. Mamy stąd świetny dostęp do miejscowego targu i zaopatrzenia na kolejny dzień.
W hotelu mamy bezpłatny Internet bezprzewodowy, a w klimatyzowanych pokojach lodówkę, telewizję satelitarną i suszarkę do włosów. Przewodniki zachwalają też miejscowe atrakcje, ale na to zabraknie już czasu.