Marrakesz – pierwsze wrażenia
Wjeżdżając do Marrakeszu szybko nabiera się przekonania, że będzie tu głośno, ciasno i gorąco. Miasto to wielki, rozgrzany słońcem, wielokulturowy tygiel, w którym mieszają się kolory skóry, języki i stroje. Tak jest przynajmniej w rejonie zabytkowej medyny i słynnego placu Jamaa el-Fna. Tu spotykają się drogi wszystkich wycieczek i tysięcy turystów odwiedzających to milionowe miasto. Na szczęście w nowych dzielnicach jest już spokojniej, chociaż korków w śródmieściu nie unikniemy. Po tygodniu włóczęgi po pustyniach pierwsze obrazki już z okolicy murów obronnych są nieco szokujące, a organizm szybciej produkuje adrenalinę. A przecież dzisiejszy Marrakesz to nie to samo miasto, jakie znamy z baśni i filmów przygodowych gdy był u szczytu swej świetności.
Pojawił się w XI w. jako mały ksar i w ciągu jednego stulecia stał się warownym miastem. Po raz pierwszy zasłynął na przełomie XII i XIII w. gdy został stolicą imperium Almohadów rozciągającego się od Oceanu Atlantyckiego aż po północne tereny dzisiejszej Libii. Z tego okresu pochodzi wspaniała medresa Alego ibn Jusufa i meczet Kutubijja. Niestety, okres świetności, w którym bito nawet złote monety, minął szybko. Jeszcze w XIII w. imperium rozpadło się, a miasto targane wojnami domowymi, stopniowo popadało w ruinę i traciło na znaczeniu. Po raz drugi Marrakesz podniósł się w XVI w. za sprawą dynastii Saadytów, którzy przejęli kontrolę nad najważniejszymi trasami karawan w tej części świata. Uczynili go stolicą wielkiego imperium sięgającego od południowej Portugalii aż po Timbuktu. I to jest chyba ten Marrakesz, jaki chcemy sobie wyobrazić. Potem władcy z dynastii Alawitów przenieśli stolicę do Meknesu i od XVII w. zaczął się powolny upadek miasta, które swoją baśniową potęgę zbudowało na rozkwicie handlu.
Ale nie martwcie się, bo coś z tej dawnej magii jednak pozostało w atmosferze miasta, zachowaniu ludzi i miejscach, których wygląd nie zmienił się przez stulecia. Mamy półtora dnia by odwiedzić te miejsca w starej, zatłoczonej medynie przy placu Jamaa el-Fna, ale także zobaczyć cuda współczesności i ludzkiej pasji, do których zaliczam słynne ogrody Majorelle. Odpowiem też na pytanie czy Marrakesz jest rzeczywiście tak kolorowy i skąd ta opinia. Na pewno jest jednolicie czerwony, co najlepiej widać na zdjęciach. To moje drugie, czerwone miasto po Jaipurze, ale nie tak szokujące. Być może po całej trasie pełnej czerwonych kasb właśnie ten kolor wydaje się tu zupełnie normalny.
Na razie jedziemy szybko do hotelu by odświeżyć się po podróży. Od czerwca do września średnie temperatury w Marrakeszu to 35-45 stopni więc i na to trzeba się przygotować. Ze względu na Ramadan nie wypada jednak wskoczyć w szorty. Zatrzymujemy się w trzygwiazdkowym Hotelu Corail, w dzielnicy Gueliz przy Alei Hassana II, tuż przy gmachu Teatru Królewskiego. W porównaniu z innymi na trasie, za oryginalny wystrój i pokoje dałabym mu czwórkę, ale może lepiej tego nie sugerować, bo będzie droższy. Pierwsze bezpośrednie spotkanie z miastem zaczniemy spokojnie, od ogrodów Majorelle by przygotować się psychicznie na spotkanie z prawdziwym Marrakeszem na placu Jamaa el-Fna. Jak będzie? – zobaczymy.
Ogród botaniczny Majorelle
Ogród botaniczny Majorelle to jedno z tych miejsc w Marrakeszu, które powinien zobaczyć każdy. Przemawia za tym jego niezwykłe piękno, kunszt z jakim został urządzony i dbałość o najdrobniejsze detale. Nie można też zapominać, że jest on dziełem pasji jednego człowieka, który na jego urządzenie i gromadzenie zbiorów poświęcił 40 lat swojego życia. Był nim francuski malarz Jacques Majorelle. Urodził się w roku 1886 w Nancy we Francji, jako syn słynnego projektanta mebli Louisa Majorelle. Po trzech latach studiów architektonicznych, podjętych zgodnie z życzeniem ojca, postanowił jednak poświęcić się swojej największej pasji jaką było malarstwo. Jednocześnie wiele podróżował, a jego wyjazd do Egiptu w roku 1910 przerodził się w fascynację miejscową kulturą i światem islamu. Mieszkał tam przez cztery lata. W okresie I wojny światowej znalazł się w szeregach armii, ale w roku 1917 został zdemobilizowany ze względu na problemy z sercem. Dla poprawy zdrowia dwa lata później wyjechał do Casablanki na zaproszenie bliskiego przyjaciela ojca. Nie odpowiadał mu jednak wilgotny klimat i tak odkrył Marrakesz, gdzie szybko przeniósł się na stałe.
Tu malował sceny uliczne i portrety. Do roku 1930 odbył też osiem długich wypraw na południe, a ich plonem były obrazy wsi, targowisk i album marokańskich kasb. Mieszkając początkowo w małym domu niedaleko Jamaa el-Fna, w roku 1923 kupił działkę o powierzchni 4 akrów, na której wybudował dom w stylu marokańskim i pracownię. Jako zapalony botanik amator otoczył posiadłość bujnym ogrodem. Przez prawie 40 lat wzbogacał go o nowe okazy roślin ze wszystkich kontynentów. Jednocześnie skupował przyległe parcele zwiększając powierzchnię ogrodu ponad dwukrotnie.
Magiczne miejsce wymagało jednak sporych nakładów. W roku 1947 Jacques Majorelle zmuszony był udostępnić ogród dla zwiedzających, a dochód z biletów przeznaczyć na jego utrzymanie. W roku 1956 po rozwodzie z Andrée Longueville ogród został podzielony. Rok wcześniej Jacques Majorelle uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Liczne operacje pogorszyły jego sytuację finansową do tego stopnia, że w roku 1961 zmuszony był sprzedać część ogrodu i willę ze swoim studiem. Po drugim wypadku kilka miesięcy później został odesłany do Francji na leczenie gdzie zmarł w roku 1962 w wyniku powikłań.
Opuszczony ogród stopniowo podupadał. W roku 1966 po raz pierwszy odkrył go Yves Saint Laurent ze swoim partnerem Pierre Bergé. Urzeczony jego widokiem, wobec groźby całkowitego zniszczenia na rzecz budowy kompleksu hotelowego, w roku 1980 zdecydował się kupić posiadłość i uratować wizję Majorelle. Zainstalowano nowe, automatyczne systemy nawadniające i zatrudniono 20 ogrodników, których zadaniem była restauracja zbiorów i ich poszerzenie. Od roku 1999 liczba nowych okazów roślin zwiększyła się ponad dwukrotnie. Studio malarza przekształcono w muzeum kultury berberyjskiej, w którym znalazły się zbiory z prywatnej kolekcji nowych właścicieli.
Po śmierci Yves Saint Laurent w roku 2008 jego prochy rozsypano w ogrodzie, a ku jego pamięci postawiono memoriał w kształcie złamanej rzymskiej kolumny. Dwa lata później ulicę przyległą do ogrodu nazwano jego imieniem, a w uroczystym odsłonięciu tablicy wzięła udział księżniczka Lalla Salma. I tak, chociaż malarstwo Jacques’a Majorelle, zostało dziś niemal zapomniane pozostał ogród, będący wyjątkową wizytówką Marrakeszu. Niestety, dla naszych oczu dostępna jest tylko niewielka część ogrodu o powierzchni około 2,5 akra czyli jedna czwarta całości. Pozostała wraz z marokańskim domem ciągle pozostaje w rękach prywatnych.
A teraz zapraszam na fotograficzny spacer po ogrodzie
Z relacji innych osób wyniosłam wrażenie, że to urokliwe miejsce traci swój wyjątkowy klimat w obliczu tłoku turystów, a zrobienie zdjęć jest wyjątkowo trudne. Jest w tym wiele prawdy, ale zachowując cierpliwość można sobie pozwolić na odrobię intymności, której podziwianie i zrozumienie tego miejsca wymagają. Tym sposobem udało nam się zrobić zdjęcia tak, jakby ogród był niemal do naszej dyspozycji. Słońce jest tu rzeczywiście trudnym przeciwnikiem, bo tworzy niesamowite kontrasty. Nasze oko jakoś sobie z tym radzi, ale nie obiektyw. Sporo zależy od sprzętu i doświadczenia ale warto próbować.
Ciekawa jestem Waszych wrażeń z tego miejsca. Dla mnie było to coś pięknego i smutnego zarazem. Może to wina skojarzeń. Gdy tylko znalazłam się w ogrodzie, kolorystyka tego miejsca, ale także związana z nim historia, przypomniały mi dom w meksykańskim Coyoacan nazywany La Casa Azul i historię meksykańskiej malarki Fridy Kahlo. Oboje byli malarzami, żyli w tym samym okresie, o ich losach zadecydował wypadek drogowy i chociaż się nie znali to dziwnym trafem łączy ich ten sam błękit. Czy to tylko przypadek?