Zadanie na dziś to przejazd z Zagory do Erfoud na granicy piaszczystej pustyni Erg Chebbi. Mamy do pokonania 200 km i o tej drodze właśnie opowiem.
Zagora jest dla nas tylko krótkim przystankiem na szlaku. Współczesne miasto powstało w XX w. i nie ma tu nic do zwiedzania. Jej początki jako osady na ważnym szlaku handlowym sięgają jednak daleko wstecz. I właśnie z tym wiąże się miejsce, które każdy turysta musi zobaczyć. To stojąca na granicy miasta tablica z napisem „Tombouctou 52 Jours”. Stąd kupieckie karawany brnęły przez pustynię 52 dni do słynnego miasta Timbuktu w Mali, na południowym skraju Sahary. Timbuktu, położone około 20 km od rzeki Niger, było znaną osadą już w XII w. ale okres jego największej świetności przypada na XIV-XV w. Po przesunięciu szlaków handlowych miasto zaczęło się wtedy bogacić na handlu solą, złotem, kością słoniową i niewolnikami.
Docierające do Europy opowieści o niezwykłym bogactwie miasta były wręcz nieprawdopodobne, ale aż do początków XIX w. pozostawały niepotwierdzone. Nie znalazł się bowiem żaden Europejczyk, nie-muzułmanin który dotarł tam, przeżył i zdał relację. W 1788 roku Brytyjczycy utworzyli Towarzystwo Afrykańskie celem odnalezienia miasta. W 1824 roku paryska Société de Géographie ustanowiła nawet nagrodę w wysokości 10.000 franków dla śmiałka, który tego dokona. Udało się to niejakiemu René-Auguste Caillié w roku 1828. Podróżował on samodzielnie w przebraniu muzułmanina bezpiecznie powrócił i odebrał nagrodę.
Wróćmy jednak do Zagory. Dzisiaj jest ona małym, cichym miasteczkiem, czystym i bezpiecznym, liczącym niewiele ponad 30 tys. mieszkańców. W większości to potomkowie dawnych nomadów, którzy wędrowali przez Saharę do czasu zamknięcia granic w latach 70-tych XX w. Od tego momentu ich dawny świat się skończył. Szukają więc swojego miejsca w turystyce, bo pustynię znają jak własny dom. Miasto słynie z daktyli i straszliwych upałów latem gdy wiatr przynosi tu gorące powietrze znad pustyni.
Wyjeżdżając z Zagory wracamy na szlak 1000 kasb i kierujemy się w stronę Alnif. Po 10 minutach mamy krótki, przymusowy postój na kontrolę bagażu bo do naszego busa trafiła przypadkowo walizka uczestnika wycieczki Rainbow Tours. Odbierze ją na kolejnym postoju. Dla nas okazja na kilka nowych zdjęć.
Po dojechaniu do rzeki Draa pieszo przechodzimy przez most, co w tym miejscu należy już chyba do tradycji. Dzięki temu mogę po raz pierwszy zobaczyć dziko rosnący krzew tamaryszku, który znany jest bardziej jako roślina ozdobna, a tu wykorzystuje się go jako materiał budowlany.
Jadąc do tej pory na północ, od miejscowości Tansihte opuszczamy Dolinę Draa i skręcamy na drogę R108 prowadzącą w kierunku Nkoub i dalej do Tazzarine. Krajobraz wyraźnie się zmienia, powracają góry i odludne tereny pustynne. Tylko czasami pojawiają się pojedyncze większe zabudowania.
Po dwóch godzinach od wyjazdu z Zagory docieramy do Nkoub, gdzie udaje mi się zrobić zdjęcie mężczyznom odpoczywającym przed miejscowym hotelem. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się przed kasbą Ennakhile na planową przerwę i filiżankę marokańskiej herbaty.
Na dziedzińcu przyciąga uwagę drobiazgowo odtworzony model marokańskiej kasby, a wewnątrz odrobina przyjemnego chłodu. Na tarasie czekają na nas kanapy z poduchami gdzie można na chwilę wyciągnąć nogi. Ale nawet tu, pod zadaszeniem czuje się żar powietrza. W dole niewielka, spalona słońcem oaza.
Pół godziny później ruszamy dalej. Po drodze spotykamy stado dzikich wielbłądów, które majestatycznie i bez pośpiechu wędrują sobie przez pustynię. W samo południe przejeżdżamy przez Tazzarine i kierujemy się na drogę N12 w stronę Alnif. W Tazzarine zwraca moją uwagę pięknie wykonany mural i pustka na ulicach, do której już przywykliśmy.
Godzinę później kotwiczymy w Alnif na lunch. Tym razem nie będzie tajinu tylko szaszłyki. Miła zmiana, ale napoje dwukrotnie droższe niż wszędzie do tej pory. Do obiadu mamy jeszcze trochę czasu, który wykorzystujemy na spacer po mieście. Przewodnik namawia nas by pójść na miejscowy souk, ale to wyłącznie targ gospodarczy. Z rzeczy, które mogą zainteresować, jedynie owoce, a poza tym warzywa, nasiona i narzędzia. Mówiąc krótko typowy arabski bałagan i niesamowity kurz, który w tym słońcu gryzie jeszcze bardziej.
Aż wierzyć się nie chce, że tablica informacyjna wyświetla tylko 400C. Wracamy stąd jak najszybciej. Pod zacienionymi ścianami, na rozłożonych dywanach, drzemie kilkunastu mężczyzn, a z przydomowych ogródków zwisają nad ulicą dojrzewające granaty.
Rejon Tazzarine i Alnif, a praktycznie aż po Erfoud słynie ze skamielin i właśnie teraz pojedziemy ich poszukać. Przed 500 mln lat na obszarze między Alnif i Erfoud (Arfud) było płytkie śródlądowe morze. Gdy morze wyschło, w piasku i mule pozostały szczątki żyjących w nim skorupiaków. Dziś można je znaleźć dosłownie wszędzie, bez większego wysiłku i głębokiego drążenia skał. Szacuje się, że wydobywanie ich pozostałości i handel dają środki utrzymania nawet dla 50 tys. Marokańczyków. Rzeczywiście można je znaleźć niemal na każdym straganie i nie tylko w tej okolicy. My szukamy takiego miejsca w pobliżu Erfoud, a dokładnie około 15 minut drogi od Ar-Risani.
Na rozgrzanych skałach można usmażyć jajecznicę, ale skamieliny rzeczywiście są imponujące. Zabierzemy je ze sobą tylko na zdjęciach, bo skała nie podda się bez odpowiednich narzędzi. Z niegościnnej pustyni jedziemy do miasteczka Ar-Risani, uznawanego za kolebkę dynastii Alawitów, z której wywodzi się obecny król Mohamad VI. Po przekroczeniu pięknie zdobionej bramy podjeżdżamy do meczetu wzniesionego na początku XVII w. przez Mulaj Ali asz-Szarifa. W zasadzie nie był to meczet ale zawija, czyli cały kompleks składający się z meczetu, medresy oraz pomieszczeń dla zakonników i pielgrzymów.
To jedno z nielicznych miejsc w Maroku gdzie niewierni mogą przekroczyć bramę kompleksu i pospacerować po ogrodzie. Mulaj Ali asz-Szarif był władcą regionu Tafilalt w południowo-wschodnim Maroku pozostającym w rękach rodu od XIII w. Gdy w roku 1603, po śmierci sułtana Ahmada I al-Mansura z dynastii Saadytów, w kraju zapanował chaos, Mulaj Ali asz-Szarif wykorzystał to dla umocnienia i rozszerzenia władzy Alawitów.
W efekcie jego działania, kontynuowane przez synów Muhammada i Mulaja Raszida, doprowadziły do wyniesienia dynastii do godności sułtańskiej i przejęcia władzy w całym kraju. Mając na uwadze historię tego miejsca trudno się dziwić kolejnym władcom, że zadbali o Ar-Risani z takim pietyzmem.
Po godzinie 16.00 docieramy do Hotelu Palms położonego w 5 ha parku i w odległości około 5 min od centrum Erfoud. Hotel oferuje pokoje z klimatyzacją i telewizją satelitarną, a do dyspozycji gości jest niewielki odkryty basen. Stąd mamy około 40 minut jazdy do słynnych i malowniczych wydm Erg Chebbi. To ostatni punkt dzisiejszego programu i nadzieja, że pomimo wiatru i zachmurzenia uda się jednak zobaczyć zachód słońca. Ale o tym opowiem już na kolejnej stronie.