Wyspani i wypoczęci ruszamy na północ od Kandy, do dystryktu Matale, a dokładnie wioski Ranweli, gdzie odwiedzimy miejscowy ogród przypraw. Nazwałam go tak potocznie chociaż w rzeczywistości to duża, licencjonowana plantacja, gdzie kuchenne przyprawy stanowią tylko niewielką część roślinnego bogactwa. Warto chociaż trochę je poznać, bo w tym nie jesteśmy mocni.
Uprawia się tu rośliny i zioła będące nie tylko podstawą ostrej i aromatycznej kuchni, ale przede wszystkim rośliny lecznicze. Na nich bazuje miejscowa medycyna naturalna. W swojej relacji fotograficznej ograniczę się do przypraw, bo stworzenie większego katalogu wymagałoby spędzenia w tym miejscu całego dnia, a nie dwóch godzin. Wiele z tych roślin znamy zwykle w postaci przetworzonej, sproszkowanej, rozpoznajemy je po zapachu, ale nie każdy wie jak rosną. Zobaczycie więc z bliska curcumę, cardamon, różne odmiany pieprzu i aromatyczne goździki. Traficie też na nieznaną u nas czerwoną odmianę ananasa.
Uprawiane tu rośliny potrafią goić ropnie, zapobiegać nowotworom, a także służyć do wyrobu bardzo skutecznego preparatu do depilacji. Po zwiedzeniu ogrodu będziecie mogli zapoznać się z przeznaczeniem, działaniem i sposobami stosowania niektórych specyfików, a także za niewielką opłatą skorzystać z oferty krótkiego masażu leczniczego.
Nikt spośród tych, którzy spróbowali, nie żałował. Oferowane tu preparaty naprawdę działają i co najważniejsze nie ma w nich żadnej chemii. Był wśród nas taki, który wątpił w skuteczność naturalnego kremu do depilacji i dobrze, że nie spróbował na głowie.
Na koniec otrzymacie zaproszenie do miejscowej apteki i warto tam zajrzeć. Nawet tak proste rzeczy jak naturalny olej kokosowy do pielęgnacji włosów czy skuteczny specyfik przeciw komarom przydadzą się na pewno.
Odkąd naturalnym indyjskim specyfikiem (niedostępnym w naszych aptekach) wyleczyłam męża z kamicy namawiam z przekonaniem by tu zajrzeć i skorzystać. Dziwi mnie tylko, że nasi lekarze o tym nie wiedzą, albo chemia przemysłu farmaceutycznego oślepiła ich już od początku studiów. Nie oczekuję, że te specyfiki pojawią się w naszych aptekach bo ich dopuszczenie na nasz rynek wiązałoby się z zapłaceniem wielomilionowego haraczu. Producenci z Indii, Sri Lanki czy Afryki nie są tym zainteresowani bo znają inne, logiczne prawo handlu – płaci nabywca, a nie sprzedający. Chodzi mi o podpowiedź – jest taki specyfik tu i tu, a może właśnie tam zaplanujemy swój kolejny wyjazd. Trudne? Chyba za bardzo.
Naszym kolejnym etapem będzie Dambulla – miejsce święte dla buddystów i wspaniałe krajobrazy.