Żegnamy Santiago de Cuba i ruszamy do Baracoa, a skoro nie ma bezpośredniej drogi czeka nas mała wycieczka krajoznawcza. Najpierw pojedziemy na wschód w kierunku Guantanamo, potem nad samym brzegiem Morza Karaibskiego i na koniec odbijemy na północ malowniczą trasą przez góry, by u celu podróży zobaczyć jak wygląda dziś pierwsza stolica hiszpańskiej kolonii czyli Ciudad Primada.
W odległości 10 minut od centrum Guantanamo, na powierzchni 211 ha, od roku 1985 działa park sportu i rekreacji Elpidio Valdes. Gruntownie odrestaurowany w roku 2011 oferuje boiska do gier zepołowych, tereny piknikowe, rodeo, strzelnicę, a nawet możliwość przejechania historyczną kolejką na trasie ponad 2 km. Guantanamo znane jest na całym świecie z racji bazy wojskowej USA stacjonującej tu na terenie wydzieżawionym w drodze porozumienia z roku 1903, które zostało odnowione na czas nieokreślony w roku 1934. Podobno roczna dzierżawa kosztuje rząd USA zaledwie 4000$ i rząd Fidela nigdy nie zechciał jej przyjąć. Miasto kojarzy się też ze słynną kubańską pieśnią Guantanamera, którą prawdopodobnie w roku 1929 napisał Garcia Fernandez, a która stała się najważniejszą pieśnią patriotyczną na wyspie wykonywaną potem przez wiele znakomitości estrady.
Kilkanaście kilometrów za centrum Guantanamo dowiadujemy się, że pobliski punkt widokowy na zatokę Guantanamo znów jest otwarty dla turystów. Przez długi czas był niedostępny bo rządowi kubańskiemu nie pasowało zainteresowanie amerykańską obecnością na wyspie.
Trudno spokojnie jechać przez kilka godzin widząc za oknami kryształowe wody Morza Karaibskiego i mając świadomość, że nawet stóp w nich nie zamoczymy. Stajemy więc na chwilę budząc powszechne zdziwienie garstki tubylców wypoczywających na plaży. Nikt nigdy się tu nie zatrzymywał. Przy okazji zupełnie niespodziewanie kierowca miejscowej ciężarówki, a raczej autobusu będzie uszczęśliwiony napiwkami za zdjęcia z jego maszyną. Na jej tle stojące opodal prawdziwe autobusy Transporte Escolar wyglądają jakoś biednie. Robimy jeszcze drobne zakupy na miejscowym straganie i w drogę.
Zostawiamy za sobą wybrzeże i powoli zagłębiamy się w góry. Malownicze krajobrazy przypominają jednak o wielkim kataklizmie jaki nawiedził tę część wyspy jesienią. Aby zrobić te zdjęcia musimy nagiąć nieco kubańskie przepisy, bo turysta nie może zajmować miejsca obok kierowcy. Będziemy więc przedstawicielami biura robiącymi zdjęcia do nowego katalogu.
Górskie serpentyny cieszą oczy do czasu gdy zaczynamy się zbliżać do Baracoa. Na górskich zboczach siedzą deszczowe chmury, a droga staje się coraz bardziej mokra i śliska. Musimy przerwać sesję bo naprawdę robi się niebezpiecznie. A przecież to sam środek pory suchej i ciekawe co zastaniemy po drugiej stronie górskich szczytów.