Po tonącym w deszczu Baracoa czeka nas dzisiaj spotkanie z przyrodą i mamy nadzieję, że pogoda na to pozwoli. Pojedziemy na koralową wyspę Cayo Saetia leżącą między Zatoką Nipe i Oceanem Atlantyckim. Kalkulatory drogowe pokazują odległość 100 km i czas przejazdu poniżej 2 godzin. My jednak spróbujemy pojechać trudniejszą, ale bardzo malowniczą trasą przez góry.

Droga jest miejscami bardzo stroma i kręta, a już na samym początku musimy pokonać przeszkodę jaką jest Rio Toa. Wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego bo od tego są mosty. Niestety, jedyny betonowy most został zerwany podczas huraganu. Nie wytrzymał naporu wody i wszystkiego co rzeka niosła ze sobą. Mamy więc przeprawę, a poziom wody zdecyduje czy pokonamy ją autokarem. Kierowca dostał jednak dobrą informację i ruszamy. Po drodze będziemy obserwować różnorodny, zmieniający się krajobraz i podglądać życie w wioskach. Na każdym kroku będziemy spotykać ślady ogromnego spustoszenia jakiego dokonał Matthew.

Gdy zmieni się kolor ziemi wjedziemy na tereny, które kiedyś były bogactwem Kuby, a złoża rud żelaza i metali kolorowych dały szansę rozwoju przemysłu w połowie XX wieku. Dziś pozostało po nich skażenie terenu, rdza zżerająca stalowe konstrukcje i w większości opuszczone osiedla robotnicze. Na pewno nie jest to wizytówka Kuby, nie pokazuje się tego turystom, a jeśli zdarzą się tacy jak my pilnuje się i uprzedza by tego nie fotografować.

Gdy skończą się góry wjedziemy na tereny rolnicze i będzie to znak, że powoli zbliżamy się do celu naszej podróży.

Cayo Saetia o powierzchni 42 km kw. do roku 1994 była prywatną wyspą Fidela Castro, na którą przylatywał wraz z rodziną rządowym śmigłowcem. Jeszcze wcześniej, w latach 60 i 70-tych była też rządową wizytówką, a wielką atrakcją dla zagranicznych gości stały się polowania na jelenie i dziki. Dzięki dobrym kontaktom politycznym i wojskowemu wsparciu dla takich krajów jak Angola, Zair, Mozambik, Boliwia i Etiopia Fidel Castro ściągnął na wyspę masę afrykańskich zwierząt. Były tu zebry, bawoły wodne, dziki, różne gatunki antylop i jeleni, strusie, a nawet nosorożce. Roślinność i klimat wyspy wyraźnie im się spodobały bo zaczęły normalnie egzystować i rozmnażać się.

Gości dostarczano tu śmigłowcami z ekskluzywnego ośrodka rządowego położonego w górach Sierra Cristal. Oczywiście byli nimi głównie przedstawiciele bloku wschodniego, który udzielał Kubie ekonomicznego, technologicznego i wojskowego wsparcia. Jeszcze dziś na ulicach Kuby spotkać można Fiaty 126p z tamtych czasów. Jak się dowiedziałam z dobrze poinformowanych źródeł wszystko funkcjonowało wzorowo do momentu gdy dwaj radzieccy przyjaciele samowolnie wybrali się na polowanie. Zabierając z ośrodka broń nie sprawdzili jednak czy jest nabita. Wytropili nosorożca i w momencie gdy chcieli oddać strzał nosorożec zaszarżował w ich stronę. Broń nie wypaliła i zwierzę rozniosło ich na strzępy. Nie muszę chyba dodawać, że byli pijani.

Dzisiaj nie ma już nosorożców, ale inne zwierzęta można zobaczyć i wybrać się na safari nawet starym radzieckim GAZ-em. Ta atrakcja jakoś nas nie skusiła i po obfitym obiedzie woleliśmy nacieszyć się wspaniałą plażą i słońcem. Po kilku dniach włóczęgi po miastach i ostatnich ulewach właśnie to było nam potrzebne.

Opuszczając Cayo Saetia pojedziemy teraz w góry Sierra Cristal by spędzić noc w miejscu gdzie mogli trafić tylko wybrani goście Fidela Castro.

<- Poprzedni
 
Następny ->