Między portem Veracruz i Coatzacoalcos nad Zatoką Meksykańską znajduje się obszar pochodzenia wulkanicznego o powierzchni 2500 km2 znany pod nazwą geograficzną Los Tuxtlas. Osłonięty od północy pasmem Sierra de San Martin i od południa wzgórzami Sierra de Santa Marta zachował unikalny klimat sprzyjający rozwojowi bujnej roślinności tropikalnej. Średnie opady roczne dochodzą tu do 2 m, a więc pada prawie bez przerwy. Jeszcze niedawno cały obszar pokryty był dżunglą, której drzewa dorastały do 40 m. Dziś pozostało z niej nie więcej jak 15% ale i tak stanowi wyjątkową atrakcję turystyczną. Najciekawszymi są Luguna Sontecomapan, jezioro Catemaco i oczywiście wielki wodospad Eyipantla. Naukowcy doliczyli się tutaj ponad 2600 gatunków roślin, ponad 500 gatunków ptaków i motyli, 139 ssaków, 120 gadów. Trudno to sobie wyobrazić, ale zidentyfikowano też 23 gatunki pszczół, z których 10 nie posiada żądła.
Naszą wędrówkę zaczynamy wczesnym rankiem z Santiago Tuxtla. Chociaż to niedaleko sporo czasu marnujemy przez fatalny stan dróg. Pierwszy postój to wodospad na Rio Grande de Catemaco, która na całej szerokości 40 metrowego koryta gwałtownie spada 50 metrów w dół. Nazwa wodospadu Eyipantla jest złożeniem trzech słów w języku nahuatl – eyi (trzy), pantli (wąwóz) i tla (woda) i może być tłumaczona jako Salto de tres chorros – wodospad trzech strumieni. Najpierw spoglądamy na niego z góry. Ogłuszający huk wody, a przede wszystkim widok są niesamowite. Zanim zejdziemy w dół mijamy rozległe targowisko, gdzie sprzedawcy kuszą naprawdę atrakcyjnymi cenami. Tę przyjemność zostawiamy na później. Zejście w dół po wygodnych schodach nie sprawia problemów. Otoczeni dżunglą z każdym metrem odczuwamy jednak coraz większą wilgotność i temperaturę. W końcu cały wodospad jak na dłoni. Otacza nas chmura wodnego pyłu i może być groźna dla sprzętu więc chwilę czekamy na zmianę kierunku wiatru. Ale te zdjęcia trzeba mieć.
W końcu to miejsce szczególne, bo jak mówi legenda wodospad był rajem boga wody Tlaloca, który właśnie tu zamieszkiwał. W roku 2006 wodospad był naturalnym elementem scenografii filmu „Apocalipto” w reżyserii Mel’a Gibson’a, opowiadającego o schyłkowym okresie cywilizacji Majów. To właśnie z niego skoczył główny bohater ratując się przed pościgiem. Warto go zobaczyć przed wyjazdem w te strony.
Oczarowani widokiem pniemy się schodami w górę. Przygotujcie się, że nie będzie to spacerek, bo w tej wilgotności i temperaturze z każdym krokiem schody wydają się coraz wyższe. Spoceni, ale szczęśliwi docieramy na poziom targowiska i wyrównując oddech nawiązujemy pierwsze kontakty. Zbijając cenę o 20% kupujemy męska koszulę z grubej bawełny z delikatnym, gustownym haftem za 120 pesos. To prawie za darmo. Jeszcze trochę kandyzowanych owoców od miejscowych dzieci na drogę. Na więcej nie mamy czasu.
Laguna Sontecomapan
Teraz jedziemy nad wielką lagunę Sontecomapan. Na miejscu okrętujemy się na dwóch łodziach motorowych którymi dotrzemy do miejsca, gdzie laguna łączy się z Zatoką Meksykańską. Zajrzymy do rzek zasilających lagunę spływających ze zboczy wulkanu San Martín Tuxtla i Sierra de Santa Marta.
To jeden z ostatnich zachowanych obszarów lasów namorzynowych nad zatoką. 900 hektarów wody i okoliczne mokradła są ważnym schronieniem dla ptaków migrujących z północy na południe i miejscem gniazdowania wielu zagrożonych gatunków, w tym wydr, legwanów zielonych, żółwi, a nawet krokodyli.
Pływając po lagunie i ujściach rzek mamy okazję spotkać wiele wodnych ptaków na czele z szarymi pelikanami. Ciągle jesteśmy jednak pod presją niestabilnej pogody, która cieszy nas palącym słońcem, a za chwilę straszy ołowianymi chmurami. Wyraźnie widać szare smugi sięgające ziemi, a to oznacza, że gdzieś w górach nieźle pada.
W rejonie laguny nie znaleziono żadnych historycznych śladów. Istnieją jedynie niepotwierdzone informacje, że jej wody były wykorzystywane jako kryjówka przez dawnych korsarzy. W 1848 r. francuscy osadnicy założyli tu Haciendę de Sontecomapan, która rozciągała się od Zatoki La Barra do Montepío.
Na początku XX wieku teren został sprzedany Meksykanom, a w 1938 nieruchomość została wywłaszczona. W 1998 roku obszar laguny włączono do rezerwatu biosfery Los Tuxtlas i trzeba mieć nadzieję, że dzięki temu uda się go ocalić dla następnych pokoleń.
Lago Catemaco
Ostatnim punktem naszego programu jest jezioro Catemaco otoczone wzgórzami Sierra de San Martín. Ma powierzchnię 108 km2 a nad jego brzegami rosną gigantyczne paprocie sięgające kilku metrów, liczne storczyki i wiele rodzajów roślin tropikalnych. Jest płytkie, bo jego średnia głębokość to 7,5 m, a największa dochodzi do 22 m. Catemaco pojawiło się gdy lawa spływająca z wulkanu San Martin zablokowała ujście rzeki Rio Grande de Catemaco tworząc naturalną barierę o wysokości 340 m.
W ciągu roku woda w jeziorze wymienia się ponad dwukrotnie dzięki czemu jest dobrze natleniona. Mamy tu zatrzymać się na obiad, więc wyobrażam sobie, że siądziemy przy jakimś drewnianym stole otoczeni przez tropikalną roślinność i wulkaniczne szczyty. Zamiast tego trafiamy do hotelu, którego restauracja serwuje kiepską rybę. Wprawdzie jesteśmy nad samym jeziorem, ale o kontakcie z naturą trzeba zapomnieć. Sto razy wolałabym kurczaka opiekanego nad ogniskiem. No cóż – taki jest skutek gdy wyobraźnia minie się z rzeczywistością.