Mając za sobą doświadczenia z pierwszego wyjazdu, gdy niemal kurczowo trzymałam się rezydenta i kolejnego, w którym odważniej spojrzałam na ofertę miejscowych biur podróży,  tym razem chciałam poczuć się absolutnie niezależna i sama dokonywać wyboru. Jeszcze przed wyjazdem spróbowałam poszukać ofert i tak trafiłam na strony serwisu biura Aaba Sharm.  Ceny wycieczek, w porównaniu z ofertą Exim Tours wydawały się bardzo atrakcyjne, a w niektórych przypadkach wręcz nieprawdopodobne. Dla przykładu jednodniowa wycieczka do Kairu kosztowała 38$, a u rezydenta musiałabym zapłacić za nią o 47$ więcej. W równym stopniu wzbudziło to moją ciekawość co i nieufność. Nawiązałam mailowy kontakt z biurem i zaczęłam śledzić informacje na jego temat. To co znalazłam w Sieci było szokujące. Z jednej strony „nigdy więcej”, „masakra”, „oszuści” z drugiej „super biuro”, „rzetelni i wiarygodni”.

Znając relacje między rezydentami i miejscowymi biurami turystycznymi, a także bezpardonową walkę o klienta jaką często toczą same między sobą, miałam prawo przypuszczać, że przynajmniej część tych opinii to wynik tej walki, a lukrowane pochlebstwa to nic innego jak równie nieuczciwa reakcja obronna. Postanowiłam więc sprawdzić to na własnej skórze, godząc się na skutki nietrafionego wyboru. Kontakt mailowy z Aaba Sharm utwierdził mnie w przekonaniu, że ceny są aktualne i prawdziwe, a za miłą i szybką reakcję zyskali u mnie pierwszy plus jeszcze przed wylotem.
Zdecydowałam się wykupić już na miejscu pięć wycieczek, a jednocześnie zbierać wszelkie informacje o przebiegu tych, na które nie pojechałam. Poznane opinie i moje doświadczenia pozwalają mi z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że Aaba Sharm jest biurem w pełni wiarygodnym, a jego pracownicy sympatycznym zespołem podchodzącym do swojej pracy uczciwie i z dużym zaangażowaniem.

Wielkim zaskoczeniem był dla mnie kredyt zaufania jakim potrafią obdarzyć klienta, a to w egipskich realiach jest czymś wyjątkowym. Z mojego pierwszego wyjazdu pamiętam jak podczas nurkowania zamówiłam powtórkę tej przygody na kolejny dzień zapewniając, że przed wyjazdem ureguluję należność. Dziewczyna wypisała mi bilet, a około 21.00 pojawiła się w hotelu by odebrać pieniądze. Byłam kompletnie zaskoczona. Okazało się, że wysłał ją mąż Egipcjanin uzasadniając to stwierdzeniem: „wiesz jacy są Polacy, zamawiają, potem rezygnują, a my jeździmy po nich, rezerwujemy miejsce i wyżywienie. Im nie można ufać”. Skoro mamy taką opinię nie podejrzewałam, że tu będzie inaczej.

Pierwsze spotkanie z przedstawicielem Aaba Sharm odbyło się przed hotelem, następnego dnia po przyjeździe. W pierwszym rzucie 11 osób wykupiło wycieczkę do Kairu ale okazało się, że dla tak dużej grupy już nie ma miejsc. Telefon do szefa, trzy minuty oczekiwania i jest następny autokar. Pojechali wszyscy, w sumie 13 osób i pomimo feralnej liczby wrócili zachwyceni. My chcieliśmy popłynąć na Tiran, ale nie wzięliśmy pieniędzy. Problemu nie było – zapłacicie rano. W przypadku kolejnej wyprawy do Kolorowego Kanionu i Blue Hole (impreza zamówiona telefonicznie) wystarczyła obietnica, że następnego dnia pojawimy się w biurze. Pojechaliśmy na wyprawę i przez cały dzień nikt nie zapytał nawet o pieniądze pomimo, że był z nami przewodnik z biura. 120$ za 3 osoby wpłaciliśmy wieczorem w siedzibie Aaba Sharm w Nama Bay. Czy wszyscy zostaną tak potraktowani? – nie mogę zapewnić ale wiem, że inni też korzystali z telefonicznej rezerwacji imprez. Czas zatem opowiedzieć jak było.

Rejs na wyspę Tiran
Atrakcją tej wycieczki jest całodzienny pobyt na morzu i możliwość podziwiania przepięknych raf położonych w pobliżu wyspy Tiran. W programie przewidziano 3 przystanki na snorkeling po około 30 min. każdy i obiad na statku. Napoje bezalkoholowe są wliczone w cenę i nie podlegają ograniczeniu. Z hotelu około 8.00 zabiera nas anglojęzyczny pilot i przypomina, że mamy uregulować kwotę 99$ za 3 osoby. To utwierdza nas w przekonaniu, że zabieramy się właściwym busem, bo na wcześniejsze pytanie czy to wycieczka na Tiran z Aaba Sharm nie potrafi odpowiedzieć. Jest tylko prostym wykonawcą i o tym gdzie wykupiliśmy imprezę nie ma pojęcia. W porcie dostajemy właściwych opiekunów, którzy jak się okazuje popłyną z nami. Jesteśmy grupą Nemo (wym. Nimo) i nasi przewodnicy bardzo uczulają by zapamiętać tę nazwę. Jak będzie to ważne przekonamy się na miejscu.

Tiran to właściwie tylko zaokrąglona nazwa imprezy. Sama wyspa jest zaminowana, stacjonują na niej egipskie i międzynarodowe siły rozjemcze strzegące pokoju z Izraelem. Dlatego do samej wyspy się nie podpływa, a statki wycieczkowe cumują w rejonie Gordon Reef, czyli w pobliżu słynnego wraku Loullia. Droga nieco się dłuży bo nasza łódź nie należy do najszybszych. Po przybyciu na miejsce przeżywamy pierwszy szok. Obok nas stoi już około 5 statków i jak na komendę wszyscy schodzą do wody. W wąskim przesmyku między łodziami panuje niesamowity tłok i pływanie w takich warunkach jest wręcz niebezpieczne. Skupiamy się na tym by nie zostać pokaleczonym płetwami falującymi na centymetry od twarzy. Każdy z opiekunów chce by jego grupa trzymała się razem co w tej sytuacji jest raczej trudne. Słychać więc ciągłe nawoływania, które tylko dezorientują bo w sumie nie wiadomo o co chodzi. Mamy 30 minut, zegarek i trafimy do łodzi – po co więc ta cała panika? W końcu docieramy do krawędzi rafy i szukamy miejsca dla siebie, chcemy zrobić chociaż kilka pierwszych zdjęć. Nimo, Nimo, Nimo – spoglądamy ponad taflę morza. Nasz opiekun jest około 100m dalej i wyraźnie pokazuje kierunek powrotu. Nie minęło nawet 20 minut, ale jak dodamy 10 na powrót będzie prawie 30. Bez sensu. Wracamy na łódź.

Mąż rozmawia z kapitanem i słyszę jak mówi, że tak głupiej organizacji jeszcze nie widział. Niczego nie można zobaczyć, tylko nogi innych ludzi. Mamy przecież cały dzień i olbrzymią rafę, na której można znaleźć bezpieczne miejsce, dać więcej czasu i nie siać paniki. Kilka minut później nasza łódź wybiera cumy i odpływamy. Kapitan zatrzymuje silnik kilkaset metrów dalej i obok nas nie ma nikogo. Dostajemy tym razem 45 minut. Na wszelki wypadek pokazujemy zegarek i zapewniamy, że wrócimy na czas bez nawoływania. Mamy wreszcie naszą rafę i spokój, możemy zrobić trochę zdjęć. Emocje po pierwszym zejściu opadają. Pomimo, że mamy go więcej czas biegnie szybko. Chętnie zostalibyśmy w wodzie jeszcze z godzinę ale trzeba wracać. Na pokładzie podchodzi kapitan i pyta czy teraz było dobrze i jesteśmy zadowoleni. Widać wyraźnie, że nasza odpowiedź poprawia mu humor.

Kolejnym punktem programu jest obiad – wołowina, smażona ryba, makaron z sosem, ryż, ziemniaki i dużo surówek, Wszystko świeże i dobrze przyrządzone. Napoje schłodzone i pod dostatkiem. Po obiedzie znów odzywają się silniki i odpływamy. Kierunek w jakim płyniemy budzi jednak zaniepokojenie. Jest dopiero 14.00 a wszystko wskazuje na to, że już wracamy. A co z trzecim zejściem?
W jednej z zatok przy Sharm el Sheikh silniki gasną. Pora na trzecie zejście. Mamy 45 – 50 minut. Oczywiście skrupulatnie wykorzystamy 50, ale brak tu logiki. Pomimo, że rafa jest fajna to w końcu wycieczka na Tiran, a nie do zatoki przy Sharm. Obserwując liczbę statków, które na szczęście znajdują się w sporym oddaleniu nabieramy przekonania, że to taktyka stosowana przez zdecydowaną większość kapitanów. Tylko po co? Będąc kilka dni później w siedzibie biura w Nama Bay wracamy w rozmowie z szefem Aaba Sharm do programu tej wycieczki. Zwracamy uwagę, że realizowany program odbiegał od umowy i mamy świadomość, że winę za to ponosi wykonawca. W rzeczywistości jednak osoby niezadowolone zawsze przeniosą odpowiedzialność na tego, kto sprzedał bilet. Negatywna opinia będzie więc wystawiona Aaba Sharm, a nie kapitanowi statku.

Prawda jest taka, że biuro współpracuje z najlepszymi na rynku i w przypadku tej konkretnej oferty wycieczka wykupiona u rezydenta trafi do tego samego wykonawcy, a jej przebieg będzie podobny. Alfa Star, Sun&Fun, Exim czy Aaba Sharm zlecają wykonanie, zawierają umowę z turystą i ponoszą główny ciężar odpowiedzialności. Aby skutecznie reagować potrzebują jednak konkretnych i na gorąco przekazywanych opinii. Może wielcy potentaci bardzo się nimi nie przejmą, ale dla biura, które ciągle walczy o pozycję na rynku, jest to szansa udowodnienia swojej wiarygodności, której nie może lekceważyć.