Archipelag Phi Phi
Około 50 km na południowy-wschód od Phuket leży sześć wysp określanych często mianem archipelagu Phi Phi. Powszechnie są reklamowane jako najpiękniejszy zespół wysp na świecie z czystym delikatnym piaskiem, turkusową wodą, bogactwem raf i podwodnego życia. Nic dziwnego, że takie opisy poparte barwnymi zdjęciami przyciągają turystów z całego świata. Przyciągnęły i mnie. Zobaczyłam i potrafię uwierzyć, że wyspy te były rajem na ziemi dopóki nie ruszyła w ich stronę turystyczna lawina zabijając cały urok raju, który wymaga przecież odrobinę prywatności.

Z samego rana okrętujemy się przy Ao Nang w Krabi na dwusilnikową łódź, która z zawrotną prędkością poniesie nas w stronę archipelagu. Stroje i kremy do opalania, ręczniki i ewentualnie własny zestaw do snorkelingu to wszystko, co warto zabrać w drogę. Woda i inne napoje znajdą się na łódce.

Wysokie burty nie pozwolą niestety na robienie zdjęć, ale nie liczcie, że lepszymi okażą się miejsca na rufie. Siedząc tam będziecie przez całą drogę biczowani wodą, która odbijając się od burty wyląduje właśnie na Was. Osoby mające problemy z chorobą lokomocyjną powinny się przygotować na nie tylko na silne kołysanie, ale także na uderzenia i skoki na falach.

Pierwszym miejscem, które odwiedzamy jest Zatoka Małp na wyspie Phi Phi Don. To największa wyspa w tej grupie i jedyna z zamieszkanych. W tym miejscu jeszcze tego nie widać, ale będzie tak w Zatoce Tonsai, gdzie zatrzymamy się na obiad. Małp także nie ma, ale są za to tablice ostrzegawcze. Piasek jak puder, w którym zapadamy się jak w mule, ale plaża wąziutka.

Po krótkim postoju płyniemy na Phi Phi Leh, na słynną plażę Maya Bay, gdzie w roku 2000 nakręcono dramat przygodowy „The Beach” z Leonardo DiCaprio. Nieprzebrane tłumy i dziesiątki łodzi nie mają dla mnie nic wspólnego z rajem poza niepowtarzalną malowniczością tego miejsca.

Decydujemy się przejść na drugą stronę wyspy na punkt widokowy, skąd można podziwiać okolicę wyspy z wysokiego klifu. Po powrocie mam jednak wątpliwości, czy nie lepiej było pozostać w wodzie. Teraz czasu pozostało znacznie mniej, ale kąpieli na Maya Bay i tak nie odpuszczę.
Opuszczając bajeczną plażę Maya Bay opływamy południowy cypel Phi Phi Leh i kierujemy się na północ. Mniej więcej w połowie jej długości wpływamy do głęboko ukrytej zatoki nazywanej Pileh Lagoon. Otaczają nas niemal pionowe skalne ściany, a turkusowa woda jest przejrzysta jak kryształ. Płynąc dalej na północ zatrzymujemy się przy Jaskini Vikingów gdzie pozyskuje się jaskółcze gniazda. Podobno to wyjątkowy przysmak w Chinach, a cena porcji zupy ugotowanej na nich dochodzi do 100 dolarów. To teren prywatny i musimy zachować odległość. W wielkiej jaskini, o powierzchni ponad 3 km2, są prehistoryczne malowidła.

Wracając do wspomnianego już filmu „The Beach” warto wiedzieć, że nie tylko rozsławił on wyspy, ale także przyczynił się do degradacji środowiska będącego częścią parku narodowego. Producenci z 20th Century Fox zdecydowali się poszerzyć plażę, usunąć część roślinności i zmienić ukształtowanie brzegu. Prace te wykonano bez odpowiedniej zgody, co doprowadziło do skargi sądowej. Sprawa ciągnęła się do roku 2006 kiedy to Sąd Najwyższy Tajlandii utrzymał w mocy wyrok Sądu Apelacyjnego i orzekł, że film spowodował trwałe uszkodzenie ekosystemu oraz nakazał ocenić wysokość strat. Do odpowiedzialności pociągnięto też niektórych tajskich urzędników. Niestety nie wiem jak ostatecznie sprawa się zakończyła.

Płyniemy dalej na północ i lądujemy, teraz na Phi Phi Don w Zatoce Tonsai. Tu zjemy obiad i pozostaniemy ponad godzinę na plażowanie. Wyspę jak i cały ten rejon dotknęło wielkie tsunami w grudniu 2004 roku. Tu gdzie teraz jesteśmy spotkały się dwie fale o wysokości 3,5 i 5 m które zniszczyły 70% zabudowań i pochłonęły co najmniej 2000 zabitych. Los wyspy stał się niepewny, a jej mieszkańców ewakuowano.

Późniejsze decyzje o odbudowie infrastruktury i pomoc ze strony międzynarodowych fundacji pozwoliły zachować ten zakątek, a w niespełna 10 lat od tamtych wydarzeń i ja mogę cieszyć się pięknem tego miejsca. Kolejne dwie godziny spędzimy teraz na małej wysepce Ko Mai Phai na północ od Phi Phi Don. Potocznie nazywana jest Wyspą Bambusową chociaż nie rośnie tu ani jeden bambus.

Wyspa słynie z przepięknych plaż i bogatego podwodnego życia. Podobno można tu zobaczyć nawet małe rekiny. Zaskakująca nazwa wzięła się podobno z błędnego przetłumaczenia nazwy krzewu casuarinas, który porasta wyspę. Czas wracać, Phi Phi zachowam w pamięci i nie będą już dla mnie tylko zdjęciem w katalogu.