Poprzedni dzień z wizytą w delcie Mekongu zakończyliśmy przed godz. 2.00 po północy. Z planowanego wypoczynku zostało niewiele, a to za sprawą wewnętrznych połączeń lotniczych. Z przyczyn których nigdy nie poznaliśmy nasz samolot do Haiphongu nie odleciał o czasie i koczowaliśmy na lotnisku w Saigonie jeszcze dwie i pół godziny. Późniejsze samoloty na tej samej trasie odleciały zgodnie z planem, a naszego nie było. To podobno na liniach wewnętrznych chleb powszedni, a więc warto taką ewentualność uwzględnić w swoich planach. Potem jeszcze 75 km na kołach do Ha Long. Noc spędziliśmy w Hotelu New Star Ha Long. Duży plus mogę przyznać za ładne, przestronne pokoje i czystość. Jest lodówka, ale jej zawartość trochę kosztuje. Za to dostęp do szybkiego Internetu jest bezpłatny. Ze śniadania na pewno nikt nie wyjdzie głodny. Minus – za jedną windę, co na taki budynek to zdecydowanie za mało.

Dzisiaj jedno z najpiękniejszych miejsc w Wietnamie – Zatoka Ha Long, którą odwiedza rocznie ponad 2 mln turystów. Niestety do pogody mamy pecha, ale jak mówią przewodnicy to w tym rejonie rzecz normalna. Klimat zatoki jest tropikalny i mokry, a lato bardzo gorące i wilgotne. Roczna suma opadów przekracza 2 metry. Na ładne zdjęcia w pełnej gamie kolorów i słońcu trzeba chyba przyjechać zimą.

Wyjeżdżamy bardzo wcześnie by uniknąć tłumu przy kasach biletowych. I rzeczywiście, o tej porze jest tu jeszcze spokojnie, a budynek przystani to jak wielki dworzec. Z biletami idziemy do naszej łodzi, a raczej statku z dwoma pokładami i restauracją. Gdy odbijamy od brzegu jest pochmurno, a mgły unoszące się nad wodą ograniczają widoczność.

W pierwszej kolejności dopływamy do wyspy Dau Go gdzie zwiedzimy jedną z piękniejszych jaskiń –  Thien Cung. Ciągle mamy nadzieję, że w czasie który tu spędzimy, pogoda zacznie nas lubić. Przy jaskini cumuje już kilka statków więc są tacy, którzy wstali jeszcze wcześniej. Wejście do jaskini znajduje się na wysokości około 50 m, a więc w poznanie jej tajemnicy trzeba włożyć trochę wysiłku.

Od niepamiętnych czasów krążyła w tych stronach legenda o Smoczym Królu i jego pięknej narzeczonej, May. Smok mieszkał w jaskini, którą nazywano Niebiańskim Pałacem Smoczego Króla. W niej odbyło się ich wesele z udziałem królów, bogów, wróżek i innych smoków. Po ślubie oboje w niej zamieszkali i wychowali 100 dzieci. Przez cały czas smok latał między wyspami zatoki, pomagał rolnikom w ich pracy i bronił ich przed najeźdźcami.

Kiedy smocze dzieci były już dorosłe May zabrała połowę z nich w daleką podróż by poznać inne części Wietnamu, pomóc w ich zasiedleniu i budowaniu nowych wiosek. Smok z druga połową dzieci pozostał w Zatoce Ha Long i nadal był jej strażnikiem. Z upływem wieków lokalizacja Niebiańskiego Pałacu została zapomniana, dżungla przesłoniła wejście do jaskini Thien Cung ale ta ciągle żyła w legendach.

W roku 1993 na do  wyspy dopłynęli rybacy zaskoczeni gwałtowną burzą w zatoce i szukając bezpiecznego schronienia odkryli jaskinię. Od tego czasu i my możemy zajrzeć do jej wnętrza. Na powierzchni ponad 10 tys. m2 możemy podziwiać bajecznie kolorowe stalaktyty i stalagmity, a zachowując ciszę nawet usłyszeć dźwięk smoczych bębnów które imituje wiatr przeciskający się przez jaskinię. W olbrzymiej głównej pieczarze cztery wielkie filary podtrzymują jej sklepienie nazywane dachem nieba. Gdy wyjdziemy z jaskini trafimy na wspaniały punkt widokowy na całą zatokę, skąd schodami w dół wrócimy na statek.

Zatoka Ha Long, której nazwę można tłumaczyć jako Zatoka Zstępującego Smoka, ma powierzchnię ponad 1,5 tys. km2 na której doliczono się 1960 do 2000 małych wysepek. Z tej liczby 989 ma swoje nazwy pochodzące z interpretacji ich niezwykłych kształtów.

W wietnamskich legendach wyspy te również powstały za sprawą smoków, które wyrzucały do morza kamienie rozpalonego jadeitu. Te łączyły się następnie i przekształcały w wyspy tworzące mur obronny przed najeźdźcami. Jak mówi historia, ale już nie legenda, zatoka rzeczywiście była miejscem wielu bitew morskich.

Co najmniej kilkakrotnie odparto tu próbę lądowania Chińczyków, a w 1288 roku Generał Tran Hung Dao powstrzymał inwazję mongolską. Posłużył się przy tym niezwykłym fortelem umieszczając w dnie morskim drewniane pale zakończone metalowymi grotami. Gdy w czasie przypływu okręty mongolskie wpłynęły do zatoki rozpoczęła się walka, a poziom morza zaczął powoli opadać. Drewniane bale sięgnęły dna okrętów które nie mogły manewrować ani wycofać się i zostały zniszczone.

Nazwa zatoki Ha Long pojawiła się po raz pierwszy na francuskich mapach dopiero pod koniec XIX w. Wcześniej legendarna zatoka miała wiele różnych nazw, takich jak An Bang, Luc Thuy (zielona woda) czy Van Don. Obecną nazwę zawdzięcza nie legendzie o królewskim smoku, ale raportowi francuskiego dowódcy kapitana Lagresille z lipca 1897 roku, który wraz ze swoimi ludźmi widział w zatoce gigantycznego węża morskiego. Dwa dziwne stworzenia miały mieć około 20 m długości i około 2 m średnicy, a ich szyja była pokryta delikatnymi włosami. Ta sama załoga ponownie zobaczyła to gigantyczne stworzenie 24 lutego 1898 roku. Doniesienia te potwierdził kapitan Peron de Chateurenault 12 lutego 1904 roku który wraz ze swoimi marynarzami także je widział.

Jak widać zatoka kryje jeszcze sporo tajemnic i mówi się że kryje też wielki mongolski skarb. W 2004 roku podjęto próbę zbadania dna i odkryto wrak chińskiego statku z porcelaną. Bardzo silne wiry w tym rejonie zmusiły jednak do przerwania poszukiwań i tajemnica do dziś pozostaje nierozwiązana.

W zatoce mieszka  około 1600 osób żyjących głównie na łodziach i tratwach, trudniących się połowem ale także hodowlą ryb i mięczaków. Ze wszystkich wysepek zamieszkałych jest około 40. Sztucznie utworzone baseny hodowlane są możliwe do zbudowania bo wody zatoki są płytkie, a głębokość nie przekracza 10 m. Ryby hodowane w takich basenach karmi się co dwa dni przez okres około 3 lat, a po odłowieniu sprzedaje lokalnym restauracjom po 300 000 dongów za kilogram. Innym źródłem dochodu dla tej społeczności są turyści, którym wynajmuje się miejsca noclegowe, oferuje wycieczki łodziami i wędkowanie. Dlatego pomimo ekstremalnego stylu życia mieszkańcy takich pływających wysepek uważani są za zamożnych.