Garść informacji, które mogą się przydać
Lotnisko i bagaż

Punta Cana jest lotniskiem prywatnym, na którym z aptekarską dokładnością przestrzega się limitu wagi bagażu. Dlatego ewentualne zakupy trzeba skalkulować jeszcze przed wylotem z Polski. Do wagi bagażu nie wlicza się jednak rzeźb i obrazów. Jest to forma wsparcia i promocji miejscowych artystów i dlatego tych rzeczy nie należy pakować do walizek chyba, że mieścimy się w limicie. Na lotnisku trzeba wykupić i wypełnić kartę turystyczną i zachować ją do wylotu. Karta kosztuje 10$, a jej utrata 25 EU.

Wypożyczenie samochodu
Wspominałam już, że widziałam tu wiele samochodów dobrych marek ale wyposażenie to już coś zupełnie innego niż wygląd. U nas, gdy stać kogoś na samochód to i na żarówkę. Na Dominikanie bywa różnie. Samochód musi mieć kierownicę, hamulec i światła drogowe, na których jeździ się bez ograniczeń. Wszystko po to by nie najechać po zmroku, na nieoświetlonego, ciemnoskórego motocyklistę. Motocykle i skutery bez świateł to normalka, tak jak przewożenie na nich od 2 do 5 osób. Kierunkowskazy są w zasadzie zbędne. Jak się chce skręcać to się skręca, a wystawienie ręki przez okno to wyższy poziom kultury sygnalizacyjnej. Przepisy ogólnie są, ale co najmniej 25% kierujących ich nie zna, bo w ogóle nie ma prawa jazdy. Dominikańczycy mówią, że prawo jazdy jest drogie i niepotrzebne. Poza większymi miastami, a i tam tylko sporadycznie, nigdzie nie widać policji, a więc i egzekwować tych przepisów nie ma kto. Można za to spotkać przebierańców, którzy usiłują zatrzymywać samochody i wymuszać „grzywnę” od turystów. Decydując się na skorzystanie z takiej oferty trzeba dobrze sprawdzić stan pojazdu i jego dokumenty. Prawdziwa policja potrafi zabrać na lawetę pojazd po stwierdzeniu usterek lub braku ubezpieczenia i zamienić naszą wycieczkę w koszmar.

Zdrowie
Bieżąca woda w Dominikanie nie nadaje się do celów spożywczych i wodę mineralną kupują nawet miejscowi. Zaleca się aby nawet do mycia zębów jej nie używać. Jak wspomniałam nie ma tu żadnej kontroli sanitarnej, ale dopóki jemy w hotelu jesteśmy bezpieczni. Warto jednak zabrać ze sobą Nifuroksazyd i Stoperan. Przy drobnych dolegliwościach żołądkowych poproście w hotelowym barku o miksturę, która nazywa się la bomba. Ten specyfik jest mieszaniną alkoholu i specjalnych przypraw, który „wyżre” wszystko.  Syn złapał jakąś bakterię chyba na obiedzie w Santo Domingo, ale do problemów przyznał się dopiero po upływie doby. Żaden ze wspomnianych leków już nie pomógł i trzeba było ratować się antybiotykiem specjalnie zabranym na tropiki (Doxycyclinum).

Zasady i zwyczaje
Dominikańczycy często używają języka ciała. Taksówkę lub autobus przywołuje się kiwając taką ilością palców, która odpowiada liczbie pasażerów. Aby coś wskazać, nie używa się palca, tylko wydyma w tym kierunku usta. Dominikana to kraj macho, a więc mężczyzna stoi tu wyżej niż kobieta. Nie zdziwcie się gdy mężczyzna będzie obsługiwany jako pierwszy. Napięcie w gniazdkach wynosi 110V i stosuje się wtyczki typu amerykańskiego – A, z dwoma płaskimi, równoległymi bolcami.

Zakupy
Wbrew pozorom warto się zdobyć na nieco męczący spacer po Calle El Conde, bo to najlepsze miejsce by kupić tanio i bez targowania. Na tym polega jednak urok bezpośrednich kontaktów z Dominikańczykami i nie warto z nich rezygnować. Zatem jeśli nie boicie się takich spotkań potraktujcie spacer po sklepach jako rekonesans i dobrze rozpoznajcie ceny.
Fakt, że pasaż handlowy mamy blisko hotelu wcale nie oznacza, że jest tu najtaniej. Dla przykładu charakterystyczna, kolorowa koszula z motywami palm i napisami „La Republika Dominicana ” na Calle El Conde kosztuje od 12 do 14 dolarów. Na targowisku z pamiątkami sprzedawcy zawołają 30-35. Za modne pareo, z dobrej tkaniny nie powinniście zapłacić więcej jak 10-15 $, natomiast poszukiwanie T-shirt z haftem mija się z celem bo wcale ich nie robią.

Z pewnością każda dziewczyna zechce przywieźć coś z biżuterii zrobionej z unikalnego larimaru. To taki niebieski kamień występujący tylko w tych stronach. Przed wyjazdem wyobrażałam sobie, że trzeba szukać takich rzeczy raczej w sklepach jubilerskich, ale nic bardziej mylnego. Larimar (łza morza) jest powszechny, ale uważajcie by nie pomylić go z jakimś niebieskawym, pięknie oszlifowanym i lśniącym syntetykiem. Prawdziwy kamień ma z reguły dość nieregularne kształty bo bardzo trudno się obrabia. Za komplet czyli naszyjnik (el colar), bransoletkę (la pulsera) i kolczyki (los pendientes) zapłaciłam 50$ startując ze 100$, ale i tak sądzę, że przepłaciłam. Przyjmijcie więc taką cenę jako możliwą do dalszych negocjacji.
Kto lubi i oczywiście będzie mu to pasować do wystroju wnętrza może, zainteresować się malarstwem. Okazję do takich zakupów znajdziecie na wycieczce Higuei Adventure, a być może przyjdzie do was sama. Myślę tu o miejscowych rzemieślnikach rozkładających swoje kramiki bezpośrednio na terenie hoteli. W Grand Oasis zdarzało się to chyba 2 razy w tygodniu.

Kto lubi i oczywiście będzie mu to pasować do wystroju wnętrza może, zainteresować się malarstwem. Okazję do takich zakupów znajdziecie na wycieczce Higuei Adventure, a być może przyjdzie do was sama. Myślę tu o miejscowych rzemieślnikach rozkładających swoje kramiki bezpośrednio na terenie hoteli. W Grand Oasis zdarzało się to chyba 2 razy w tygodniu.
Nie dajcie się zwieść niektórym komentarzom na internetowych forach dotyczącym tradycyjnego trunku o nazwie mamajuana. Zapytajcie o nią w hotelowych barkach i spróbujcie. Zachęcam do kupna kompozycji samego suszu składającego się z wybranych ziół i kory drzewnej, a resztę przyrządzicie sami. Waga butelki i trunku może mieć znaczenie przy odprawie bagażu. Susz należy zalać w butelce wodą mineralną, potrzymać dobę dla wypłukania i wylać. Potem napełnić ją mniej więcej po jednej trzeciej ciemnym rumem, czerwonym winem i miodem. Odstawić spokojnie nawet na miesiąc, a potem tylko się delektować. Moc likieru zależy oczywiście od proporcji. Po opróżnieniu zalać ponownie i tak nawet do dwóch lat.
Jeżeli chcecie kupić rum to pomimo wszystko zróbcie to wcześniej. W strefie wolnocłowej na lotnisku nigdzie nie znalazłam rumu dominikańskiego, a inny jest piekielnie drogi. Do częściej kupowanych produktów należą także cygara i kawa, którą niektórzy chwalą, a dla mnie jest zupełnie przeciętna oraz maczety, a te niestety ważą.

Inne atrakcje na miejscu
W Grand Oasis, w ciągu dnia, nie dadzą ci się nudzić. Leżakujący przy basenach są zapraszani do gier zespołowych na piasku lub w wodzie, stałym punktem programu są też stetching i aerobic. Z licznych propozycji zawsze można wybrać coś dla siebie, oby tylko chciało się podnieść. Szukając innych ofert, zwykle płatnych, trzeba wyjść na plażę.

Zainteresowanie tablicą lub znaczące spojrzenie wystarczy by przyciągnąć właściwą osobę. Dominikańczycy są przy tym delikatni i obca jest im arabska nachalność. Jednorazowa odmowa zwykle wystarczy i nie potrzeba jej powtarzać każdego kolejnego dnia. Poza tym jeśli nie wykazujesz zainteresowania przechodzącą osobą nie będą cię indagować i podchodzić do leżaka. Tym sposobem można skorzystać z leczniczego lub relaksującego masażu, totalnie zmienić fryzurę, kupić misternie pleciony kapelusz z liści palmowych, zaopatrzyć się w papierosy. Ja najbardziej szukałam okazji do zwiedzenia półwyspu Samana, ale nikt nie miał takiej oferty. Dałam się natomiast namówić na lot ze spadochronem za motorówką i żałuję tylko, że ta przyjemność trwała tak krótko.

Również na plaży ale za to całkiem bezpłatnie można popływać kajakiem. Taka frajda na oceanie nie zdarza się często. Trzeba tylko wstać odpowiednio wcześnie bo kajaków jest zaledwie kilka, ale w porównaniu z liczbą gości chętnych na taką przygodę też niewielu. Miejscowa wypożyczalnia oferowała też samodzielne rejsy dwuosobowym katamaranem. Trzeba go jednak było zarezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem. Jednorazowo taka przyjemność nic nie kosztowała, wystarczyło jedynie podać numer pokoju i oczywiście mieć jakieś pojęcie o żeglowaniu.